Grenada: Flamenco i Alhambra u podnóża Sierra Nevada

Plaza de Santa Ana
Moja ostatnia podróż miała być kolejnym wypadem meczowym, tym razem na spotkanie Granada - Celta. Bilety lotnicze miałem kupione już od wielu miesięcy, niestety jednak władze ligi zdecydowały się na zmianę terminarza i mecz został przełożony na kolejny weekend. Ja jednak postanowiłem pozostać przy pierwotnych datach lotów i skorzystać z okazji, aby poznać Grenadę (po hiszpańsku “Granada”) i odwiedzić przyjaciół - Julia i Florę.

Dojazd do jednego z największych i najsłynniejszych miast Andaluzji okazał się trudniejszym przedsięwzięciem niż mi się to początkowo wydawało. W zasadzie z Barcelony najlepiej wsiąść w samolot ponieważ szybkie pociągi AVE niestety nie dojeżdżają do Grenady, a podróż autobusem zajęłaby kilkanaście godzin. Loty liniami Vueling z Barcelony, jeśli wykupuje się je z odpowiednim wyprzedzeniem, mogą wyjść taniej niż podróż innymi środkami transportu - mnie lot w obie strony kosztował około 60 euro, lecz najlepiej liczyć się z wydatkiem około 80 - 90 euro. Vueling i Iberia to jedyne linie latające na tej trasie, tańszy Ryanair niestety nie stanowi alternatywy.

Wyruszyłem z Barcelony wcześnie rano, a lot trwał zaledwie godzinę i dwadzieścia minut. Po wylądowaniu przywitał mnie widok przepięknych gór Sierra Nevada, słońce i przyjemna jak na grudzień temperatura około 15 stopni. Julio i Flora odebrali mnie z centrum i na piechotę udaliśmy się do ich mieszkania. Tego dnia odkryłem, iż w Grenadzie głównie chodzi się na piechotę, mimo iż miasto jest całkiem rozległe jak na niecałe 250 tysięcy osób populacji. Na przykład droga do społecznego centrum kultury, gdzie udaliśmy się z Florą strzelać z łuku, zajęła nam pół godziny i wcale nie było to na peryferiach miasta.

Patio jednego z budynków uniwersytetu w Grenadzie
Tego pierwszego dnia najbardziej zwróciłem uwagę na grenadyjski tramwaj-widmo. W mieście już wiele lat temu rozpoczęto budowę sieci metra-tramwaju, która wygląda obecnie na ukończoną, jednak torami nie jeżdżą pojazdy. Taki stan robót utrzymuje się już od paru lat i postępu nie widać, jednak w naturze wszystko znajduje w końcu jakieś zastosowanie: trasą tramwaju biegają ludzie, jeżdżą rowerzyści. Sytuacja wydała mi się kuriozalna, ale mieszkańców Grenady nie wydawała się martwić w najmniejszym stopniu.

Następnego dnia chyba zrozumiałem brak zmartwienia u grenadyjczyków. Ich miasto jest tak pełne uroku, że ja będąc na ich miejscu również nie narzekałbym na brak tramwaju. Wraz z Juliem i Florą wyszliśmy w kierunku centrum wcześnie rano. Pierwsza przyszła kolej na starą dzielnicę mauretańską Albaicin pełną starej zabudowy jeszcze sprzed tak zwanej “rekonkwisty”. Niemal wszystkie domy w Albaícin są pomalowane na biało, a ciasne uliczki i placyki z pewnością niejednemu turyście przywiodą na myśl na przykład Maroko. Jedna z takich uliczek pełna jest arabskich herbaciarni i sklepów lokalnych rzemieślników z pamiątkami. Dzielnica znajduje się na wzgórzu, a jej najpopularniejszym miejscem jest punkt widokowy San Nicolás.

Chwila wejścia na szczyt wzgórza, na którym znajduje się punkt widokowy, na długo zapadnie mi w pamięć. Już z pewnej odległości mogłem dosłyszeć gitary i charakterystyczny dla flamenco wokal. Grało i śpiewało przynajmniej kilka osób, dźwięk był coraz donośniejszy. Po wejściu na plac, moim oczom ukazał się niezapomniany widok: Na pierwszym planie po drugiej stronie wąwozu górowała nad miastem słynna Alhambra - kompleks pałaców, ogrodów i forteca z epoki Kalifatu Kordoby. Alhambra była królewską rezydencją w czasach Emiratu Grenady aż do 1492 roku, kiedy to miasto zostało podbite przez Kastylijczyków. Widoku olbrzymiej Alhambry dopełniały góry Sierra Nevada rozciągające się w tle, daleko za pałacem. W połączeniu ze świetną muzyką na żywo i piękną pogodą to co rozpościerało się przed moimi oczami wręcz zapierało dech w piersiach. Bez wątpienia był to jeden z najpiękniejszych widoków jakie widziałem w życiu.

Jedna z zamieszkałych jaskiń w Sacromonte
Jak tylko napatrzyłem się na Alhambrę i Sierra Nevada i ochłonąłem po tym widoku, udaliśmy się w dalszą drogę mijając meczet i liczne ‘cármenes’ - typowe dla Grenady domy otoczone bujnym ogrodem i sadem, a na zewnątrz wysokim, białym murem. Po chwili przekroczyliśmy granicę Albaícin i znaleźliśmy się w cygańskiej dzielnicy Sacromonte, mogącej się poszczycić równie pięknymi widokami ze swoich punktów widokowych. Ta część miasta słynie ze swoich zamieszkałych jaskini, których historia sięga średniowiecza. Podobno Sacromonte wciąż zamieszkuje wielu Cyganów, którzy przybyli do Hiszpanii w XV wieku, a na ulicach można usłyszeć cygański język - caló. W przeciwieństwie do Albaícin i kilku innych osiedli, Sacromonte powstało już poza granicami starej, mauretańskiej Grenady.

Po zwiedzeniu dwóch spośród kilku najstarszych dzielnic miasta zeszliśmy do wąwozu, którym płynie rzeka Darro, a stamtąd dotarliśmy do nowego centrum miasta. Do Alhambry nie wszedłem, ale zdążyłem się zorientować w cenach i czasie wizyty - wejście kosztuje 15 euro, a wizyta trwa ponad 4 godziny. Należy ją dobrze zaplanować ponieważ wejście do Pałaców Nazaryjskich odbywa się co godzinę i należy być w umówionym miejscu na czas. Flora i Julio doradzili mi też, żebym zabrał ze sobą jedzenie, mimo iż nie jest to dozwolone, ponieważ zwiedzanie może zająć wiele godzin. Ja jednak myślami byłem już zupełnie gdzie indziej i w końcu główną atrakcję turystyczną Grenady zostawiłem sobie na następną wizytę. Miasto spodobało mi się tak bardzo, że z pewnością na wiosnę znów je odwiedzę i poznam wtedy magiczną Alhambrę.

Zanim jednak opuściłem Grenadę, Flora i Julio zdążyli pokazać mi jak wygląda tutaj życie nocne. Przy ulicy Elvira, jednej z ciekawszych w mieście, znajduje się wiele barów wartych uwagi. Warto tu odnotować dużą różnicę w cenach między Barceloną a Grenadą. Wejście do dwupoziomowego klubu Vogue kosztowało tak jak w stolicy Katalonii 10 euro, ale tutaj w cenę wliczone były kupony na trzy piwa! W Barcelonie można liczyć na najwyżej jedno i to również nie zawsze. Z kolei w wielu barach do piwa za darmo dostaniecie tapas, z czego akurat Grenada słynie. Są to na tyle duże porcje, że wydając 5-6 euro na trzy piwa zjecie przy okazji kolację, co w Katalonii jest nie do pomyślenia. Polecam szczególnie piwiarnię Agamenón przy ulicy Pedro Antonio de Alarcón, a z barów Café Pub Soho, przy tej samej ulicy.

Dalszy ciąg wkrótce, a tymczasem zapraszam do obejrzenia pozostałych zdjęć z Grenady:

Patio jednego z budynków uniwersytetu w Grenadzie

Ulica herbaciarni, pamiątek, shishy. Tutaj zaczyna się stary, arabski Albaicín
Albaicín

Albaicín

Jeden z placów w Albaicín

Albaicín
Plac w Albaicín

Albaicín

Albaicín

Albaicín

Jeden z wielu 'Cármenes'
Albaicín

Albaicín

Alhambra i Sierra Nevada z punktu widokowego San Nicolás

Kościół na placu San Nicolás
Widok Alhambry z Mirador de San Nicolás

Widok Alhambry z Mirador de San Nicolás. W tle Sierra Nevada

Widok Alhambry z Mirador de San Nicolás. W tle Sierra Nevada

Sierra Nevada
Plac San Nicolás

Meczet w Albaicín

Wnętrze jednego z 'Cármenes'

'Cármen' z zewnątrz

Widok Albaicín z Sacromonte
Sacromonte

Sacromonte

Jeden z mieszkańców Sacromonte ;)

Alhambra - widok z Sacromonte
Alhambra z wąwozu, którym płynie rzeka Darro

W dole rzeka Darro

W dole rzeka Darro

Plaza de Santa Ana

Muzyka na żywo na placu Santa Ana

Plaza de Santa Ana

Comentarios

  1. Drogi Filipie.

    Twoja zdolnosc do obserwacji w polaczeniu z odpowiednim dobieraniu slow daje efekt w postaci bardzo dobrze czytajacego sie tekstu. Sigue así!

    ResponderEliminar
    Respuestas
    1. Moltes gràcies, Andrzej. Zawsze potrafisz docenić nawet tak skromne sprawozdanie z podróży ;)

      Eliminar

Publicar un comentario

Entradas populares de este blog

Język kataloński w teorii i praktyce

Katalończycy tłumaczą: Skąd ten separatyzm?

Podatki Leo Messiego - Kto stoi za oskarżeniem?

Diada 2014: V jak "votar". Katalonia chce głosować.

Bye Bye Barcelona - Dokument o turystyce masowej w Barcelonie

Nerwowa cisza przed burzą: Referendum 1-O w Katalonii

Festa Major de Gràcia - święto Gràcii

Dzień hiszpańskości w stolicy Katalonii

Some Indian movies on women's rights

Walencja: Wizyta u kuzynów z południa