Trek przez trzy wysokie przełęcze Everestu - Dzień 14: Ostatnia przełęcz

Dzisiaj wstaję o piątej rano, ponieważ zamówiliśmy śniadanie na wpół do szóstej. Pakuję rzeczy do plecaka i kieruję się do jadalni. Z okna obserwuję zaśnieżony krajobraz wokół jeziora. Kilkaset metrów nad nim wisi pierzyna gęstych, szaro-białych chmur. Powyżej granicy 4900 - 5000 metrów wszystko jest zasłonięte a dzisiaj mamy się wspinać na naszą trzecią przełęcz, Renjo La na wysokości 5340 metrów. Śniadanie w końcu zostaje podane dopiero o szóstej, przez co mamy lekkie opóźnienie, ale za to jest bardzo smaczne i kaloryczne. Składa się jak zwykle z tybetańskiego chleba i warzywnego curry, które zawiera wreszcie coś więcej niż tylko ziemniaki.

Opuszczamy pensjonat o 6:30 i mijamy zabudowania Gokyo i grupę jaków odpoczywających w swojej zagrodzie i pokrytych cienką warstwą białego puchu. Tego poranka jest niezwykle zimno, co z pewnością ma związek z nocnymi opadami śniegu i grubą warstwą chmur blokującą promienie słoneczne. Gdy zostawiamy za sobą ostatnie zabudowania osady, przed nami dostrzegamy stado około dwudziestu lub trzydziestu jaków udających się na drugi brzeg jeziora na swoje pastwisko. Szybko doganiamy te krzepkie, potężne zwierzęta i zastanawiam się jak je wyprzedzimy tak wąską ścieżką na stromym zboczu opadającym do brzegu jeziora. Balkrishna jednak nie ma takich wątpliwości i przegania jednego jaka za drugim wydając przeróżne odgłosy i stukając kijkami w ziemię, a nawet łagodnie szturchając niektóre z nich. Wielkie, ważące kilkaset kilogramów woły na szczęście nie podejmują z nami walki na stromym stoku tylko w panice zbiegają nam z drogi. Kilka osobników odwraca się potem w naszą stronę jakby szykowały się do szarży. Całe szczęście do niczego takiego nie dochodzi. Nie chciałbym mierzyć się z ich długimi, ostrymi rogami na tej niebezpiecznej ścieżce i stoczyć się kilkaset metrów w dół do lodowatej, turkusowej wody jeziora.

Po około czterdziestu minutach marszu mamy już za sobą trzecie jezioro Gokyo. W dolinie widzimy jego dwa dopływy - niewielkie rzeczki, które wiją się pośród białej doliny. W tym miejscu zaczynamy się wspinać po coraz bardziej stromym zboczu. W pewnym momencie nachylenie stoku jest dosyć mocne i wchodzimy zygzakiem. Osada Gokyo i jezioro są już daleko w dole. Na końcu zbocza zaczyna się płaski teren prowadzący do obszernej doliny. Zapewne jesteśmy już na wysokości pięciu tysięcy metrów ponieważ każdy krok sprawia mi już sporą trudność.

Po przebyciu zaśnieżonej doliny zaczynamy wspinać się w kierunku przełęczy Renjo La (5340 metrów nad poziomem morza). Brnę do przodu z dużym wysiłkiem i często zatrzymuję się, aby dostosować ubiór do ciągle zmieniających się warunków pogodowych. Kiedy tylko ściągam kurtkę, zrywa się wiatr i jestem zmuszony znów ją założyć. Chwilę później zza chmur wychodzi słońce i grzeje tak mocno, że muszę ją znowu zdjąć. Balkrishna się niecierpliwi i po każdym takim postoju czeka na mnie kilkadziesiąt metrów przede mną. Idzie mi naprawdę mozolnie, ale docieram w końcu do zbocza prowadzącego do Renjo La i skupiam się na każdym kroku stawianym na wąskiej ścieżce.

Na przełęczy stawiamy się o 9:50 i zapewne jesteśmy tu dzisiaj jako pierwsi, jako że wyruszyliśmy z Gokyo przed pozostałymi wędrowcami. Daleko w dole widzimy kilka innych osób wspinających się powoli w naszym kierunku. Czuję wielką ulgę - to już ostatnia z trzech przełęczy, z których trudno byłoby mi wybrać najtrudniejszą. Być może Renjo La sprawiło mi większą trudność niż poprzednie, ale może być to spowodowane tym, iż była to ostatnia przełęcz po prawie dwóch tygodniach treku. Z Balkrishną wyciągamy jedzenie - batony energetyczne i orzechy. Okruszki z batonów spadają na skały, ale nie marnują się - na miejsce szybko przylatuje para wróbli, które korzystają z łatwego do zdobycia posiłku.

Po niecałych dwudziestu minutach rzucamy ostatnie spojrzenie na jezioro Gokyo i zaczynamy zbierać się do zejścia na drugą stronę przełęczy. Po zaledwie kilku krokach Balkrishna stwierdza, iż lepiej będzie założyć raki, gdyż strome, kilkusetmetrowe zbocze jest mocno oblodzone, a w niektórych miejscach leży gruba warstwa śniegu. Tę propozycję podejmuję z wielkim entuzjazmem - w końcu nigdy nie miałem jeszcze na nogach raków i bardzo chciałem ich użyć chociaż raz w trakcie tego treku. Zakładamy też ochraniacze przeciwśnieżne, które chronią skarpetki i wnętrze butów przed śniegiem. Zejście w rakach jest dla mnie niezwykle ekscytujące. Idę pewnie i szybko mimo iż zygzakowata ścieżka jest dość stroma i wąska. Raki wbijają się w lód i zapewniają bezpoślizgowe zejście.

Niedługo później jesteśmy prawie na dole i ściągamy raki oraz ochraniacze. Robimy krótką przerwę na herbatę nad niedużym jeziorkiem Renjo. Dolina z tej strony jest zielona, kamienista i pozbawiona śniegu. Nie brakuje też trawy i niewielkich krzewów wystających tu i ówdzie spomiędzy kamieni. Takim krajobrazem idziemy przez następne dwie godziny brzegiem sporego wału górującego nad długą doliną, którą wije się strumień. Po dłuższej wędrówce nasza trasa skręca na południe i opada gwałtownie w kierunku osady Lumde, którą widzimy daleko w dole. W trakcie zejścia kamienistą ścieżką dwa razy się przewracam, co nie zdarzyło mi się wcześniej w trakcie tego treku. Podejrzewam, że moja koncentracja zaczyna szwankować po tak wielu dniach pełnych skupienia na każdym kroku.

W pensjonacie w Lumde meldujemy się o 12:50. Dostaję pokój z indyjską toaletą i dwoma łóżkami, który wydaje mi się całkiem przyjemny, szczególnie w porównaniu z warunkami jakie miałem kilka dni wcześniej w Gorakshep i Lobuche, gdzie nie miałem zbytnio miejsca na wypakowanie rzeczy z plecaka. Jadalnia jest również duża i przytulna. Ceny jedzenia i usług są również niższe niż w poprzednich miejscach. To wszystko stanowi dla mnie znak, iż jesteśmy coraz bliżej powrotu do Namche Bazar, Lukli i Katmandu.

W jadalni wisi portret Dalajlamy, podobnie jak w Gokyo oraz innych miejscowościach, w których się zatrzymaliśmy na naszej trasie. Szerpowie są w większości wyznawcami buddyzmu tybetańskiego, najczęściej odłamu związanego ze szkołą Gelug-pa, której przewodzi figura Dalajlamy. Himalajskie regiony Nepalu i Indii (Ladakh, Sikkim, Arunaćal Pradeś) są kulturowo i językowo mocno związane z Tybetem. Dzisiaj jedyny wolny Tybet, który bez strachu pielęgnuje swoje tradycje i wiarę, istnieje poza granicami Tybetu - głównie w Nepalu i Indiach.

Jesteśmy teraz na wysokości 4380 metrów, czyli prawie tysiąc metrów niżej niż przełęcz, którą pokonaliśmy. Wreszcie czuję ogromną satysfakcję ze zdobycia trzech przełęczy i dwóch szczytów, a także odwiedzenia dwóch baz wyprawowych na ośmiotysięczniki Lhotse i Everest. Wciąż mam mocno spalony, czerwony nos i czoło, mimo iż regularnie stosowałem krem przeciwsłoneczny z filtrem 60. Na ścięgnach Achillesa mam niewielkie rany i otarcia od wysokich, górskich butów. Oprócz moich drobnych oparzeń i otarć, martwię się też o kaszel Balkrishny. Mam nadzieję, że zejście poniżej granicy czterech tysięcy metrów dobrze mu zrobi.

Popołudnie spędzam jak zwykle na czytaniu, pisaniu i rozmowach z moim przewodnikiem. Już o 20:30 gaszą nam jednak światło w jadalni, ponieważ w Lumde energia elektryczna generowana jest przez panele słoneczne i nie wystarcza jej na zbyt wiele godzin. Wracam więc do niezwykle zimnego pokoju i zaszywam się pod kołdrą. Mam już serdecznie dosyć zimna i tęsknię za przyjemnym ciepłem Katmandu. Jutro ruszamy już w stronę Namche Bazar, a potem zostaną nam już tylko noclegi w Phakding, Lukli, Karikholi oraz Phaplu. Nasz trek trzech wysokich przełęczy jest wspaniałym przeżyciem, być może jednym z najpiękniejszych w moim życiu, ale mam ochotę na powrót do miasta i nowoczesności.

Linki do tekstów o trzynastym i piętnastym dniu treku.

Opis zdjęć:

1) Balkrishna na tle ośnieżonych szczytów otaczających trasę na Renjo La

2) Dolina, która prowadzi do Renjo La (po środku zdjęcia)

3) Jeziorko Renjo widziane z przełęczy

Więcej zdjęć poniżej:

Domy w Lumde (4380 metrów nad poziomem morza)

Trasa wiodąca do Lumde

Trasa wiodąca do Lumde

Dolina za przełęczą Renjo La, niedaleko zejścia do Lumde

Dolina za przełęczą Renjo La, niedaleko zejścia do Lumde

Dolina za przełęczą Renjo La, niedaleko zejścia do Lumde

Jeziorko Renjo poniżej przełęczy Renjo La

Widok na jezioro Gokyo z przełęczy Renjo La (5340 m n.p.m.)

Jeden z widoków na dolinę poniżej przełęczy Renjo La od strony Gokyo

Balkrishna wspinający się w kierunku przełęczy

Niektóre ze szczytów na trasie do przełęczy Renjo La

Widok na jezioro Gokyo z trasy na przełęcz Renjo La

Strumienie zasilające jezioro Gokyo

Widok na jezioro Gokyo z trasy na przełęcz Renjo La

Jeden z jaków na naszej trasie

Stado jaków na naszej drodze

Jeden z jaków na naszej trasie

Stado jaków na naszej drodze

Stado jaków na naszej drodze

Stado jaków na naszej drodze


Comentarios

Entradas populares de este blog

Język kataloński w teorii i praktyce

Katalończycy tłumaczą: Skąd ten separatyzm?

Podatki Leo Messiego - Kto stoi za oskarżeniem?

Diada 2014: V jak "votar". Katalonia chce głosować.

Bye Bye Barcelona - Dokument o turystyce masowej w Barcelonie

Nerwowa cisza przed burzą: Referendum 1-O w Katalonii

Festa Major de Gràcia - święto Gràcii

Dzień hiszpańskości w stolicy Katalonii

Some Indian movies on women's rights

Walencja: Wizyta u kuzynów z południa