Indyjski Daleki Wschód: Podróż z Asamu do Nagaland

Historie o łowcach głów, mięsożerności oraz łatwym dostępie do broni palnej mogły mnie zniechęcić do odwiedzenia stanu Nagaland na Dalekim Wschodzie Indii, ale ich efekt był wręcz odwrotny: Coraz bardziej fascynował mnie ten mało znany zakątek kraju. Okazja ku temu nadarzyła się w marcu zeszłego roku, kiedy to wyruszyłem z Delhi w drogę do tego odległego o 2500 kilometrów stanu, co jest odpowiednikiem podróży z Gdańska do Barcelony, przenosząc tę odległość na europejskie warunki. Nagaland to górzysty region leżący na granicy z Mjanmą, do XIX wieku żyjący we względnej izolacji dzięki ukształtowaniu terenu, które po dziś dzień utrudnia do niego dostęp z zewnątrz. Moja ciekawość tego miejsca wzbierała przynajmniej od mojej pierwszej wizyty w Indiach w 2017 roku, kiedy to dowiedziałem się o jego wyjątkowym, odmiennym od reszty kraju charakterze. Wiele słyszałem o tubylczej strukturze społecznej, o chrześcijaństwie które jest tam dominującą religią oraz o łowcach głów, którzy w ramach konfliktów między plemionami kolekcjonowali głowy zabitych w walce wrogów, a potem chwalili się swoimi rekordami na polu walki niczym Legolas i Gimli we “Władcy Pierścieni”. Ta ostatnia historia mocno pobudzała moją wyobraźnię i zamiast stanowić ostrzeżenie, wręcz zachęcała mnie do odwiedzenia Nagaland. Moi znajomi i rodzina w Indiach ostrzegali mnie, iż niezwykle trudno będzie mi tam znaleźć wegetariańskie jedzenie, gdyż mieszkańcy dalekiego wschodu Indii są znani ze swojego zamiłowania do mięsa. Mimo tego, Nagaland i cały Daleki Wschód Indii wydawał mi się jedną z najbardziej fascynujących części kraju i byłem zdeterminowany, aby ją lepiej poznać.

Daleki Wschód celowo piszę z dużej litery, gdyż siedem stanów, które go tworzą, stanowi zupełnie odrębną krainę wewnątrz Indii, nie tyle w sensie geograficznym, co kulturowym. Powszechnie mówi się na tę część kraju Indie północno-wschodnie (Northeast) lub “siedem sióstr”, ale ja wolę je nazywać zbiorczo Dalekim Wschodem. Każdy z tych stanów jest inny, lecz łączy je niezwykła różnorodność kulturowa, którą współtworzą niezliczone plemiona mówiące wielką ilością języków. Na terenach nizinnych, czyli w Asamie, Tripurze i w dolinach Manipuru, zauważalne są wpływy kultury Niziny Gangesu i Bengalu. W tych trzech stanach populacja w większości wyznaje hinduizm, a w Asamie i Tripurze języki urzędowe (asamski i bengalski) należą do rodziny indo-aryjskiej. Z kolei górzyste Arunaćal Pradeś, Nagaland, Mizoram i Meghalaya są głównie chrześcijańskie i zamieszkane przez amalgamat plemion mówiących głównie językami z rodziny chińsko-tybetańskiej. Dla przykładu, w stanie Nagaland mieszka aż siedemnaście głównych plemion, których języki są wzajemnie niezrozumiałe. Do języków wrócimy jednak nieco później.

Odmienność Dalekiego Wschodu od reszty kraju ma też związek z Korytarzem Siliguri, wąskim przesmykiem między Nepalem i Bangladeszem, który stanowi jedyne połączenie północnego-wschodu z pozostałą częścią Indii. W najwęższym miejscu korytarz ten ma jedynie ponad 20 kilometrów szerokości, przez co w Indiach nazywa się go szyją kurczaka (“Chicken’s neck”). Przez ten strategicznie kluczowy trakt codziennie przetaczają się setki pociągów osobowych i towarowych oraz tysiące ciężarówek i samochodów, które muszą okrążyć Bangladesz, odseparowany od Indii w 1947 roku. Z powodu podziału kraju do dzisiaj na Daleki Wschód jedzie się omijając szerokim łukiem Bangladesz. Stolica Tripury Agartala, znajduje się w linii prostej zaledwie 400 kilometrów od Kalkuty, jednak podróż pociągiem między oboma miastami zajmuje między 31 a 35 godzin. Trasa kolejowa z Kalkuty na Daleki Wschód wiedzie najpierw na północ, przez szyję kurczaka, a następnie na wschód, przez Siliguri i stolicę Asamu Guwahati. Stamtąd pociąg kieruje się na południe i południowy-zachód, okrążając znajdujący się w granicach Bangladeszu region Sylhet w stronę wrzynającej się w terytorium sąsiada Tripury. Tego rodzaju izolacja regionu musiała sprawić, że do dzisiaj “siedem sióstr” zachowuje swój odmienny od reszty kraju charakter. Z jej powodu też Daleki Wschód jest rzadko odwiedzaną przez turystów częścią Indii w porównaniu z zachodnią częścią kraju czy też południem. Niewielka w porównaniu z innymi stanami gęstość zaludnienia sprawia, że wschodnie stany Indii obfitują w tereny leśne zamieszkane przez zagrożone wyginięciem gatunki zwierząt, takie jak nosorożec indyjski i tygrys bengalski.

Przy okazji mojej poprzedniej wizyty w Indiach północno-wschodnich w 2019 nie zapuściłem się dalej na wschód niż stolica Asamu Guwahati (To Dispur, dzielnica Guwahati, jest notabene stolicą) i Cherrapunji w stanie Meghalaya. Tym razem chciałem więc pojechać dalej i poznać wschodnią część Asamu oraz pozostałe stany, które niegdyś stanowiły jego część: Arunaćal Pradeś, Nagaland, Manipur, Mizoram i Tripura. Początkowo mój plan przewidywał rozpoczęcie przygody od miasteczka Mon na północy Nagaland. Na daleki wschód Indii, schowany za Bangladeszem, dostałem się z Delhi, skąd pojechałem pociągiem do Kalkuty. Po kilku dniach w stolicy Bengalu Zachodniego, skąd pochodzi moja indyjska rodzina, wybrałem się do Dardżyling i Kalimpong, a następnie do stolicy Asamu Guwahati. Moja podróż po Asamie przebiega wzdłuż legendarnej rzeki Brahmaputra. Pierwszym przystankiem jest słynny Park Narodowy Kaziranga, gdzie na próżno wypatruję tygrysów, lecz mam okazję zobaczyć kilka nosorożców, bawołów i słoni. Niestety większość z tych ostatnich to zwierzęta zniewolone na potrzeby turystyki oraz do pomocy strażnikom parku. W towarzystwie kolegi z Anglii, Hugo, którego poznałem w Guwahati, ruszam następnego dnia do Jorhat, skąd udajemy się na wyspę Majuli, jedną z największych wysp rzecznych na świecie. Po tym pierwszym etapie jadę już dalej sam dalej na wschód, podczas gdy Hugo wraca do Guwahati i jedzie dalej na zachód. Jadę najpierw do Dibrugarh, a potem do Tinsukii na dalekim wschodzie Asamu.

Zamierzam odwiedzić Nagaland, Manipur, Mizoram i Tripurę, czyli aż cztery dalekowschodnie stany w zaledwie dwa tygodnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że to bardzo ambitny plan, ale nie rozumiem jeszcze w pełni jak trudno będzie podróżować w tej rzadko uczęszczanej przez turystów części Indii. Po powrocie do Dibrugarh jadę autobusem do Moranhat, gdzie przesiadam się na kolejny autobus do Sonari, położonym bliżej granicy stanu. Niestety cała podróż pochłania tak wiele czasu, że zanim docieram do Sonari jest już godzina czternasta. Kolejne pół godziny zajmuje mi dojście na piechotę z przystanku autobusowego na postój taksówek terenowych w stronę Nagaland. Postój mieści się wewnątrz pensjonatu z restauracją na parterze. Na miejscu mówią mi, że dzisiaj już nie ma transportu i muszę zaczekać do jutra, co jest dla mnie niespodziewanym i trudnym do przyjęcia ciosem. Do tej pory podróżowanie po Indiach było niezwykle łatwe - wszędzie o prawie każdej porze można było złapać jakiś środek transportu do niemal dowolnego miejsca, a przynajmniej można było znaleźć rozkład jazdy w internecie. Daleki Wschód Indii to jednak inna historia, o czym przekonam się wielokrotnie przez następnych kilka dni. Kiedy zaczynam wątpić w powodzenie mojego planu, facet z pensjonatu woła mnie do środka. Jeden samochód ma jeszcze jechać do Mon o godzinie piętnastej.

Idę więc na herbatę i zamawiam dwa pierogi w dhabie po drugiej stronie ulicy. Wracam do pensjonatu i czekam, ale o piętnastej trzydzieści kierowca pojazdu wciąż nie jest gotowy do drogi, a nie widzę też zbyt wielu pasażerów poza mną. W Indiach tego rodzaju transport funkcjonuje na innych zasadach niż w Europie: Samochody ruszają dopiero gdy uzbiera się odpowiednia ilość klientów aby kierowcy opłacało się jechać. Wtedy też dociera do mnie, że nawet gdybyśmy ruszyli o szesnastej, do Mon dotarlibyśmy na pewno długo po zmroku. Trasa zajęłaby z pewnością przynajmniej trzy godziny. Nie czuję się na siłach aby szukać noclegu w nieznanym miasteczku po zmroku więc odwracam się na pięcie i ruszam pośpiesznie w kierunku przystanku autobusowego, gdzie wsiadam do pierwszego autobusu do Sivasagar.

Nie miałem zamiaru wracać do tego miasta, z którego wyjechałem w stronę Dibrugarh kilka dni wcześniej, ale teraz nie mam innego wyboru. Docieram na miejsce po zmroku i pytam o autobusy do Dimapur, największego miasta Nagaland znajdującego się zdecydowanie dalej na południowy-zachód od Mon i Sivasagar. Niestety jest już na to za późno i nie znajduję żadnego środka transportu, więc nastawiam się na nocleg w tym ostatnim miasteczku. W internecie znajduję pensjonat i dzwonię z pytaniem o pokój. Właściciel odbiera mnie z dworca autobusowego samochodem, i choć liczy mnie za to sto rupii to i tak wychodzę na tym korzystnie biorąc pod uwagę ceny za rikszę o tej porze dnia. Pokój jest dość drogi, ale tego dnia jest mi wszystko jedno. Odczuwam spore zmęczenie i rozczarowanie kolejną zmianą planów. Zdecydowanie podróżowanie po Indiach północno-wschodnich jest już dla mnie najtrudniejszym wyzwaniem podczas moich wojaży po tym kraju, a komplikacje dopiero się zaczynają…


* Zdjęcie przedstawia widok na Kohimę, stolicę Nagaland

Comentarios

  1. Treść wciąga. Przydałaby się mapka z zaznaczoną trasą ;)

    ResponderEliminar

Publicar un comentario

Entradas populares de este blog

Język kataloński w teorii i praktyce

Katalończycy tłumaczą: Skąd ten separatyzm?

Podatki Leo Messiego - Kto stoi za oskarżeniem?

Diada 2014: V jak "votar". Katalonia chce głosować.

Bye Bye Barcelona - Dokument o turystyce masowej w Barcelonie

Nerwowa cisza przed burzą: Referendum 1-O w Katalonii

Festa Major de Gràcia - święto Gràcii

Dzień hiszpańskości w stolicy Katalonii

Some Indian movies on women's rights

Walencja: Wizyta u kuzynów z południa