Polacy nie wierzą w koronawirusa: moda na teorie spiskowe i jałowy bunt
Od początku pandemii Covid-19 z ciekawością obserwuję różnice w reakcji na wprowadzone restrykcje i obostrzenia w różnych krajach. W Hiszpanii poza nielicznymi grupami antyszczepionkowców, mieszkańców bogatych dzielnic wielkich miast i skrajnej prawicy społeczeństwo zachowuje się odpowiedzialnie i stosuje do zaleceń ekspertów i lokalnej administracji. W komunikacji miejskiej i sklepach wszyscy niezależnie od wieku i stanu zdrowia noszą maseczki. Jedynie w barach i restauracjach z oczywistych powodów nie trzeba nosić tego typu ochrony, lecz z zachowaniem dystansu pomiędzy stolikami. Ogólnie rzecz ujmując, znakomita większość ludzi zaakceptowała fakt, że ta niewielka niedogodność wynikająca z podstawowych obostrzeń jest konieczna. Nikomu nie podobają się poważniejsze restrykcje takie jak te, które zostały wprowadzone w Hizspanii w marcu, ale ludzie rozumieją, że tego rodzaju trudne decyzje są konieczne, aby zapobiec dalszemu rozwojowi pandemii. Nie piszę tego jedynie z perspektywy osoby uprzywilejowanej, która zachowała w miarę stabilną pracę i niezłą wypłatę, lecz przekazuję to co widzę w moim otoczeniu. Wielu z moich sąsiadów straciło źródło dochodu, a mimo tego nie słyszę od nich żadnych teorii spiskowych czy krytyki podstawowych restrykcji. Niestety z tego co czytam często w mediach społecznościowych wynika że zupełnie innego zdania są całe rzesze Polaków. Negacjonizm ma się w Polsce doskonale i nawet rośnie w siłę, co niestety nie pomoże w walce z wirusem.
Staram się wykazywać empatią i w dużej mierze rozumiem frustrację i cierpienie jakie powoduje ta przedłużająca się niepewność. Nawet próbuję podejść do problemu teorii spiskowych na temat koronawirusa ze zrozumieniem, w końcu ludzie często akceptują teorie i argumenty, które poprawiają samopoczucie i dają poczucie kontroli nad sytuacją. Wiele osób straciło pracę i martwi się o przyszłość swoją i swojej rodziny, co często umieszcza je na torze kolizyjnym z rządowymi restrykcjami. Przyznaję jednak, że na widok licznych bardziej ekstremalnych komentarzy w polskim internecie reaguję z niedowierzaniem i złością. Trudno jest mi pojąć jak ktoś może wciąż wierzyć, że wirus SARS CoV-2 nie istnieje, lub że maseczki są bezużyteczne skoro liczne badania potwierdziły skuteczność zakrywania ust i nosa oraz zachowywania dystansu między osobami. Nikt nie akceptuje tego typu nakazów i zakazów z przyjemnością, ale czasami wypada pomyśleć czy czasem nie są one wprowadzane dla dobra ogółu. Kilka razy zostałem zapytany w komentarzach na Facebooku czy znam kogokolwiek chorego na Covid przez osoby, które nikogo takiego nie znają i dlatego nie wątpią w jego istnienie lub w zagrożenie z jakim się wiąże zarażenie nim... Ręcę mi opadają z bezradności kiedy czytam takie głupoty. Równie dobrze mogę stwierdzić, że nie wierzę w istnienie Indonezji, bo nie znam nikogo kto by tam kiedyś był. No, dalej, udowodnijcie mi, że Indonezja istnieje! Oczywiście że znam osoby, które zachorowały i były na kwarantannie. Mam bliskich znajomych, którzy już się wyleczyli lub leżą chorzy w łóżku w momencie kiedy to piszę.
Z zasady nie angażuję się w dyskusje z tego typu konspiranoikami dla dobra mojego zdrowia psychicznego. Za każdym razem gdy ktoś z moich kontaktów na Facebooku wdaje się w tego typu dysputy, kończy się to wyśmianiem tej osoby i stwierdzeniem, że "wierzy we wszystko co pokazują media". Studiowałem media i mam świadomość tego, że większość najpopularniejszych gazet i stacji telewizyjnych oraz radiowych prezentuje rzeczywistość subiektywnie, zgodnie ze swoimi interesami ekonomicznymi czy swoją przyjętą ideologią. Mimo tego, kwestionowanie absolutnie wszystkiego co serwuje nam telewizja i gazety to zwyczajna paranoja. Wiara w to, że wszystkie popularne media kłamią, a politycy wzbogacają się dzięki kryzysowi jaki wywołała pandemia jest naiwna, a nawet infantylna. Z pewnością pewne sektory zbiły na pandemii fortunę, wystarczy pomyśleć o korporacjach takich jak Amazon, Microsoft, Facebook czy Pfizer, reprezentujących różne sektory gospodarcze. Tak jak przy okazji każdego innego kryzysu gospodarczego, najbogatsi się wzbogacają a najbiedniejsi popadają w jeszcze większą mizerię. Ale czy te fakty dowodzą, że koronawirus został wymyślony w ramach jakiegoś spisku, jakiejś "plandemii"? Tego typu wnioski są bardzo naiwnym uproszczeniem rzeczywistości, również promowanym z dość oczywistym interesem politycznym przez głównie skrajnie prawicowe partie takie jak VOX w Hiszpanii czy Konfederacja w Polsce. Doprawdy zacne towarzystwo dobrali sobie negacjoniści! Co ciekawe, często te same osoby, które nie wierzą tradycyjnym mediom, ślepo ufają pierwszemu lepszemu źródłu informacji na Facebooku...
To, czego teorie spiskowe nie biorą pod uwagę to choćby drastyczny spadek PKB praktycznie na całym świecie, a z pewnością w Europie. Polskie PKB zmniejszyło się o 8,2% w drugim kwartale roku 2020, a hiszpańskie aż o 18,5%! Jak możemy mówić o jakiejś politycznej korzyści, jaką rzekomo wyciągają z pandemii rządy krajów, skoro za ich kadencji dochodzi do największego kryzysu gospodarczego od czasu II wojny światowej, według Banku Światowego. To nie tak, że dla mnie Forbes czy Bank Światowy są jakimś niepodważalnym autorytetem, ale większość źródeł jakie sprawdzam mówi o najgorszym kryzysie gospodarczym od wielu lat, a czasami nawet w historii, tak jak w przypadku Ameryki Łacińskiej (odkąd prowadzi się statystyki gospodarcze). Oprócz tak trudnych do wyobrażenia liczb jak PKB, mówi się też o bardziej konkretnych liczbach. Dla przykładu w Hiszpanii kryzys doprowadził do utraty ponad miliona miejsc pracy. W wielu krajach rządzące partie i ich liderzy zanotowali poważny spadek poparcia w sondażach z powodu niepopularnych decyzji mających na celu zatrzymanie rozwoju pandemii. W Hiszpanii ten moment próbuje wykorzystać opozycja, a w wielu innych krajach Europy prawica i skrajna prawica nawołują do protestów i nieposłuszeństwa.
W dodatku bardzo irytuje mnie fakt, że ten nagły wysyp buntowników ma miejsce kiedy rząd wprowadza ograniczenia nie z pobudek czysto politycznych tylko słuchając zaleceń ekspertów, w szczególności epidemiologów. Czytam opinie, że to rząd ogranicza nam wolność nakazując noszenie maseczek. Nie, człowieku, Twoją wolność ogranicza od dawna atakując i w praktyce likwidując niezależność sądów i instytucji publicznych czy też indoktrynując dzieci w szkołach katolicko-nacjonalistycznym bełkotem. W porównaniu z tym, naprawdę tak bardzo bulwersująca jest konieczność noszenia maseczek dla dobra ogółu, a w szczególności osób z grupy podwyższonego ryzyka? Wasza wolność indywidualna jest ważniejsza niż czyjeś życie? Chciałbym też wiedzieć gdzie są ci wszyscy covidowi buntownicy kiedy trzeba się buntować przeciwko jawnym niesprawiedliwościom takim jak eksmisje, spekulacja na rynku własnościowym czy wydawanie publicznych pieniędzy na finansowanie sekciarskich projektów takich jak Świątynia Opatrzności Bożej. Ciekaw jestem co robią kiedy trzeba protestować przeciwko wojnom i zamykaniu granic uciekającym przed nią uchodźcom. Zapewne większą niesprawiedliwością jest, że jakiś wygodny mieszczuch nie poleci sobie na wakacje do Tajlandii.
Oczywiście, nie odbieram prawa do protestu i rozumiem ból tych, którym naprawdę się dostało z powodu restrykcji. Zaznaczam, że nie zaliczam ich do grupy wygodnych mieszczuchów, którzy zamiast Tajlandii będą zmuszeni spędzić wakacje na sofie oglądając seriale na Netflixie. Moja krytyka nie jest wymierzona w tych, którzy zapieprzają przez czterdzieści i więcej godzin tygodniowo i mimo tego nie stać ich na wakacje i Netflixa, a często nawet na oszczędności. Chciałbym, żeby ludzie zamiast buntować się przeciwko restrykcjom, zbuntowali się przeciwko arogancji i chamstwu PiSu, który lekceważy i atakuje lekarzy i osłabia służbę zdrowia do tego stopnia, że brak restrykcji szybko doprowadziłby do jej totalnego załamania. Bardzo naiwne jest skupianie się wyłącznie na statystykach śmiertelności i ignorowania zagrożenia jakim są przepełnione szpitale i rzesze lekarzy chorych na Covid-19 na zwolnieniu. W takiej sytuacji były Włochy i Hiszpania w marcu i kwietniu. Ponadto, wyobraźcie sobie że śmiertelny dla osób starszych wirus atakuje Waszych rodziców lub dziadków. Ja przynajmniej nie chciałbym, żeby spotkało to moich rodziców.
Z pewnością sceptyczne nastawienie części polskiego społeczeństwa mieści się w szerszym kontekście kryzysu wiary w demokrację i braku zaufania do rządów w Europie i Stanach Zjednoczonych. Rewelacje Wikileaks czy Edwarda Snowdena pokazały nam, jak wielką władzą dysponują nasi rządzący i potężne ponadpaństwowe korporacje, i jak często jej nadużywają. Podejrzliwość w sytuacjach, w których rząd kieruje się interesem potężnych lobby i elit społecznych zamiast dobrem publicznym jest całkowicie zrozumiała i wskazana. Natomiast w obecnej sytuacji, gdy prawie każdy kraj na świecie posłuchał swoich naukowców i lekarzy zamiast miliarderów i korporacji, obawiam się, że jest to sprzeciw całkowicie jałowy, który może doprowadzić do zwiększenia ilości zakażeń i wprowadzenia jeszcze poważniejszych restrykcji.
Rozumiem i zgadzam się często z osobami, które kwestionują decyzje jakie podejmują nasi rządzący w walce z pandemią. W końcu wiele z tych restrykcji jest, przynajmniej z pozoru, absurdalnych. Na przykład w Hiszpanii w pierwszej fazie otwarcia gospodarki po kwarantannie można było pójść do baru ale na plażę już na przykład nie. Z pewnością większe ryzyko zakażenia istnieje w ciasnym i zatłoczonym lokalu niż na świeżym powietrzu nad morzem. Jednak jeśli ktoś zapoznał się lepiej z tematem, okazało się, że tego typu obostrzenia mają sens z punktu widzenia ekonomii: hiszpański rząd nie mógł sobie pozwolić na dalsze wypłacanie zasiłku ERTE pracownikom, dlatego musiał otworzyć bary i restauracje. Aby nie zwiększać ryzyka zarażenia się wirusem, inne obostrzenia zostały utrzymane przez kilka następnych tygodni. Jestem pewien, że takich sytuacji jest więcej, ale rozumiem też krytykę tego typu decyzji.
Niezależnie od tego jakie jest nasze zdanie na temat pandemii i wprowadzonych restrykcji, wszystkim którzy to czytają życzę zdrowia i oby nikt w Waszych rodzinach nie ucierpiał z powodu Covid-19. Miejmy nadzieję, że pandemia wkrótce przejdzie do historii i będziemy mogli o niej porozmawiać z większym dystansem.
Comentarios
Publicar un comentario