Trek przez trzy wysokie przełęcze Everestu - Dzień 11: Panorama Everestu z Kala Patthar

Dzisiaj mamy wyjść wcześnie rano z Gorakshep w stronę góry Kala Patthar ("Czarny kamień" po nepalsku), aby podziwiać widok Everestu i pozostałych szczytów w świetle poranka. Jak się okazuje, noc na wysokości 5100 metrów nad poziomem morza wcale nie jest łatwa. Przez ściany z cienkiej dykty bardzo wyraźnie słyszę osoby z sąsiednich pokojów, które chyba też nie potrafią zasnąć, bo przewracają się z boku na bok i pokasłują. Po kilku godzinach bezsenności udaje mi się zapaść w sen, ale już przed czwartą rano musimy wstać. Wychodzimy z pensjonatu o 4:05 ubrani w najcieplejsze ubrania jakie mamy oraz wyposażeni w światła czołowe, ponieważ na zewnątrz jest wciąż bardzo zimno i ciemno.

Po pięciu minutach marszu płaskim terenem dochodzimy do podnóża góry. Zaczynamy się wspinać bardzo powoli, ale za to prawie nie robimy postojów, dzięki czemu szybko zostawiamy w tyle większość osób idących z Gorakshep. Podejście nie jest ekstremalnie strome, ale prawie cały czas jest pod tym samym kątem. Po około trzydziestu minutach wyłączamy światła czołowe, gdyż na wschodzie powoli zaczyna świtać. Po raz pierwszy od kilku dni widzimy też Sagarmathę (Everest), której czarny szczyt wystaje teraz zza Nuptse i niższego, zachodniego ramienia Everestu. Zaskakuje mnie, iż najwyższy szczyt na świecie wydaje się prawie zupełnie pozbawiony śniegu, podczas gdy Nuptse i zachodnie ramię są nim pokryte w całości.

Mimo niewyspania jestem w bardzo dobrym humorze od początku dnia. Mam dużo energii i mimo trudu wspinaczki nie przestaję żartować i rozmawiać z Balkrishną. Wydaje mi się, że dziś jest przełomowy moment: czuję, iź w końcu moje ciało zaaklimatyzowało się w stu procentach. Nie odczuwam charakterystycznego obrzęku w głowie ani nie mam też problemów z koordynacją ruchową. Na tej wysokości - obecnie znacznie powyżej pięciu tysięcy - każdy krok jest wciąż drogą przez mękę, ale nie mam ochoty się zatrzymywać. Tak jak w drodze na przełęcz Kongma La, za każdym małym pagórkiem kryje się kolejny, a potem kolejny. Kala Patthar z dołu wydaje się tylko niewielkim kopcem w porównaniu ze swoim bratnim szczytem, gigantem Pumori (7161 metrów). Jest to jednak bardzo złudne wrażenie, gdyż w wysokich Himalajach nawet wejście na mniejsze góry wymaga bardzo dużo wysiłku. Wszystko znajduje się dalej i wyżej niż się początkowo wydaje, a powyżej pięciu tysięcy metrów wydolność organizmu bardzo widocznie spada.

Docieramy na szczyt dokładnie półtorej godziny po wyjściu, o 5:35, choć teoretycznie miało nam to zająć ponad dwie godziny. Wierzchołek Kala Patthar to sterta głazów, od której odbija wąski grzbiet w kierunku górującego nad nią Pumori. Zastajemy na miejscu jedynie jednego Kanadyjczyka ze swoim przewodnikiem. W przeciwieństwie do wejścia na przełęcz Kongma La, dzisiaj czuję wielką radość z wejścia na Kala Patthar - najwyżej położony punkt jaki osiągnąłem w życiu na aż 5600 metrów według najnowszych pomiarów (poprzednie dawały wysokość nieco ponad 5500 metrów). Robię serię zdjęć i filmików otaczającej mnie scenerii. Przed sobą w dole mamy lodowiec Khumbu, a po jego drugiej stronie wznosi się masyw Nuptse oraz Everestu. Trudno jest mi uwierzyć, że mam ten widok przed sobą i właśnie spełniam jedno z moich największych marzeń. Daleko na południowym-wschodzie widać też jedną z moich ulubionych gór - Ama Dablam. Po lewej stronie, na północ od nas, łańcuch wysokich sześcio i siedmiotysięczników odgradza Nepal od Tybetu. Zza Sagarmathy i Nuptse powoli zaczyna wyzierać poranne słońce, dzięki czemu robi się nieco cieplej.

Po około dwudziestu minutach zaczynają docierać na szczyt pozostałe osoby, w tym grupka Izraelczyków, którą spotykamy codziennie na trasie. Dokładnie o szóstej, po krótkim postoju, zaczynamy schodzić w stronę Gorakshep. Do pensjonatu docieramy o 6:45. Przepakowujemy nasze plecaki, jemy śniadanie i ruszamy wzdłuż lodowca Khumbu z powrotem na południe, w kierunku Lobuche. Stamtąd mamy potem odbić na południowy zachód do Dzonghla, gdzie spędzimy noc przed jutrzejszym wejściem na drugą przełęcz: Chola.

O 9:40 zatrzymujemy się na herbatę w Lobuche. Niedługo po wznowieniu marszu docieramy do rozdroża. Większość osób wracających z Everest Base Camp idzie prosto, w kierunku południowym, do miejscowości Pheriche, Pangboche i wreszcie Namche Bazar. My z kolei skręcamy łagodnie w prawo i powoli zaczynamy się wspinać na górski stok. Wąska ścieżka prowadzi nas coraz wyżej nad doliną, aż w końcu zbocze po naszej lewej stronie opada kilkaset metrów w dół, przez co uważam na każdy krok i pomagam sobie kijkami w utrzymaniu równowagi. Moment nieuwagi na tym stoku mógłby skończyć się tragicznie, więc wysilam umysł, aby nie stracić nawet na chwilę koncentracji.

Po naszej lewej stronie masa materiału, który przeniósł lodowiec Khumbu tworzy jęzor lodowca, zwany tak ze względu na swój kształt. Jęzor ten wznosi się setki metrów nad doliną, w której leży wioska Dughla, a nieco dalej także Pheriche. Przed nami nad krajobrazem dominację roztaczają ośnieżone sześciotysięczniki Taboche (6495 metrów) i Cholatse (6440 metrów). Z Taboche do doliny pod nami wiedzie duży lodowiec. W szerokiej dolinie poniżej nas rozciąga się sporych rozmiarów zamarznięte jezioro.

Dzisiaj na szlaku mijamy jedynie dwie grupy idące w przeciwnym kierunku - zapewne robią ten sam trek co my, ale od drugiej strony. Poza jednym tragarzem nie spotykamy nikogo idącego w stronę Dzonghla i przełęczy Chola. Powoli skręcamy w prawo, na zachód. Nieco później ścieżka łagodnie opada w stronę niewielkiej płaszczyzny, za którą widać już miejscowość Dzonghla (4830 m n.p.m.). Pożegnaliśmy się już z Nuptse i lodowcem Khumbu, ale w oddali widać jeszcze Ama Dablam. Przed nami jeszcze tylko kilkaset metrów niezbyt stromego podejścia do Dzonghla, dokąd docieramy kwadrans po dwunastej. Jak zwykle o tej godzinie wyższe góry kryją się za chmurami i robi się dosyć zimno. Dzonghla składa się z zaledwie kilkunastu pensjonatów i wydaje się całkowicie wyludniona. W naszym pensjonacie zastajemy jedynie trzy osoby prowadzące recepcję i bar oraz wspinacza z Indii z przewodnikiem, którzy jutro wybierają się na Lobuche.

Po obiedzie standardowo ucinam sobie drzemkę w pokoju, po czym zabieram się za lekturę i spisywanie wrażeń i refleksji z dzisiejszego dnia. Dzisiaj zauważyłem, że w kontekście tak długiej izolacji od świata zewnętrznego oraz trudu wędrówki można bardzo wiele się nauczyć o własnym charakterze. W moim przypadku zauważyłem, że dość łatwo wątpię w zasadność własnych decyzji, a jeszcze bardziej w słuszność decyzji innych osób. Przez ostatnich kilka dni nieraz wyrażałem zastrzeżenia co do trasy lub warunków pogodowych. Na szczęście Balkrishna zawsze szybko rozwiewał moje wątpliwości: “Nie martw się, chłopie, idziemy dobrą drogą”, “Zobaczysz, zaraz się rozpogodzi”. Oczywiście zawsze miał rację. Zdecydowanie muszę nabrać większego zaufania do innych ludzi.

Po kilku godzinach czytania i pisania zaczynam odczuwać pustkę. Doskwiera mi brak kontaktu ze światem, rodziną i przyjaciółmi. Zaczynam się zastanawiać co dzieje się w Ukrainie, jak układają się ligi piłkarskie w Europie i co słychać u moich bliskich. Od przynajmniej kilkunastu lat jestem codziennie podłączony do stałej dawki informacji oraz w stałym kontakcie z ludźmi. Tymczasem od ponad dziesięciu dni czuję się jakbym był na jakimś detoksie. W ten sposób internet i smartfony na zawsze zmieniły nasze życie. Podejrzewam, że większość z nas nie potrafi wytrzymać bez dostępu do informacji i rozrywki nawet przez jeden dzień, a co dopiero dziesięć czy dwadzieścia dni. Stale potrzebujemy czegoś, co oderwie naszą uwagę od rzeczywistości i odepchnie od nas trudne myśli.

Trud ostatnich dni wędrówki sprawił również, że zacząłem kwestionować czy na pewno nadaję się do tak długich i ciężkich treków. Jeszcze niedawno fantazjowałem o zrobieniu kursu przewodnika górskiego, ale dziś nie jestem wcale pewny czy tego chcę. Z drugiej strony, pokonałem przecież już jedną z przełęczy i wszedłem na Kala Patthar, więc nie idzie mi wcale tak źle. W końcu jest to moja pierwsza tak wymagająca fizycznie i psychicznie przygoda. Chyba powinienem być bardziej wyrozumiały i cierpliwy wobec siebie samego.

Przeglądając książki w jadalni pensjonatu znajduję komiks Tintin w Tybecie. Jako wielki fan serii Tintina od razu zabieram się za lekturę, mimo iż doskonale znam tę historię. W jednym z pierwszych dialogów jeden z bohaterów, Kapitan Haddock wyraża swoje krytyczne zdanie o górach: “Góry powinny zostać zniesione” (“Mountains should be abolished”). Kapitan zdecydowanie nie lubi ruszać się ze swojej wygodnej rezydencji, aby podejmować niepotrzebne ryzyko. Jakiś czas później w Tybecie opat buddyjskiego klasztoru, w którym goszczą Kapitan i Tintin mówi, iż obcokrajowcy mają zwyczaj ryzykowania życia wspinając się na niedostępne góry. To co zawsze wydawało mi się bardzo zabawne w obecnym kontekście daje mi powód do kolejnej refleksji.

Zastanawiam się po co właściwie chodzimy po górach i czego w nich szukamy. Jednym z najbardziej oczywistych powodów wydaje mi się spokój, którego możemy zaznać w tak niedostępnych dla człowieka rejonach. Na pewno szukamy też kontaktu z naturą, która jest tutaj znacznie mniej naruszona ludzką działalnością. Podobnie jak głębie oceanów i mórz góry są prawdziwymi bastionami natury, w których przyroda wciąż nie skapitulowała przed człowiekiem. Całą resztę naturalnych ekosystemów, jak lasy tropikalne (na przykład Chitwan w południowym Nepalu), w zasadzie utrzymujemy przy życiu dla własnych celów, a często po prostu dla rozrywki.

Co jednak sprawia, że ludzie są gotowi cierpieć chodząc godzinami po trudnym, kamienistym i stromym terenie? Czy chcemy się sprawdzić w tych trudnych warunkach? Zastanawiam się co też kieruje tymi, którzy decydują się na największe wyzwanie w górach - wspinaczkę na trudne szczyty takie jak Everest czy K2. Podziwiam te osoby za odwagę, determinację i wytrzymałość, ale osobiście nie ryzykowałbym swojego życia dla jakiegoś rekordu lub osiągnięcia. Zdecydowanie wystarczają mi widoki takie jak z Kala Patthar, skąd mogę bezpiecznie podziwiać surowe piękno najwyższych gór na świecie.

Wreszcie męczą mnie nawet moje własne przemyślenia. Jest już 18:30 i jem kolację, a potem wracam do lektury Matthiessena. O godzinie dwudziestej w Dzonghla jest już całkowicie ciemno, a w jadalni nie ma nikogo poza dwójką osób z obsługi baru. Dość niechętnie zaszywam się więc w pokoju i po krótkim czasie zasypiam. Po raz kolejny budzę się w środku nocy z powodu trudności ze złapaniem oddechu. Patrzę przez okno i widzę setki albo tysiące gwiazd, które tworzą drogę mleczną i pięknie oświetlają szczyty takie jak Ama Dablam, Tabuche i Cholatse. Gdyby nie temperatura pięciu lub dziesięciu stopni poniżej zera to może wyszedłbym na zewnątrz poobserwować to niezwykłe niebo. Na szczęście powrót do głębokiego snu nie zajmuje mi zbyt wiele, a potrzebuję odpoczynku przed jutrzejszym wyzwaniem - przejście przez przełęcz Chola.

Linki do tekstów o dziesiątym i dwunastym dniu treku.

Opis zdjęć:

1) Od lewej: Zachodnie ramię Everestu, główny szczyt Everestu oraz Nuptse

2) Zejście z Kala Patthar - tutaj płaski fragment trasy

3) Nuptse i wał moreny bocznej lodowca Khumbu

4) Ama Dablam z okna pensjonatu w Dzonghla

5) Ama Dablam z okna pensjonatu w Dzonghla

Więcej zdjęć poniżej:

Jaki niosące jakieś zbiorniki - prawdopodobnie z wodą

Jaki niosące jakieś zbiorniki - prawdopodobnie z wodą

Od lewej: Zachodnie ramię Everestu, Everest i Nuptse

Szczyt Kala Patthar i Pumori

Gorakshep, a w tle Kala Patthar i Pumori

Pumori widoczny z trasy na Kala Patthar

Lodowiec Khumbu i widok na południowy-wschód. W środku Ama Dablam

Gorakshep widziany z trasy na Kala Patthar

Trasa z Gorakshep do Lobuche

Trasa z Gorakshep do Lobuche

Trasa z Gorakshep do Lobuche - widok na północ. Po prawej masyw Nuptse

Wejście do tajemniczej doliny na zachód od trasy do Dzonghla

Trasa z Lobuche do Dzonghla wspinająca się coraz wyżej nad doliną

Trasa z Lobuche do Dzonghla wspinająca się coraz wyżej nad doliną

Widok w stronę południową na dolinę prowadzącą do Tangboche i Namche Bazar

Zakończenie jęzora lodowca Khumbu

Lodowiec szczytu Taboche

Widok na północ ze ścieżki do Dzonghla

Ama Dablam okryta chmurami

Kopce z ziemi u podnóża góry Taboche

Dolina u podnóża góry Taboche

Szczyt Cholatse

Widok w stronę wschodnią niedaleko wioski Dzonghla

Widok w stronę wschodnią niedaleko wioski Dzonghla


Comentarios

Entradas populares de este blog

Język kataloński w teorii i praktyce

Katalończycy tłumaczą: Skąd ten separatyzm?

Podatki Leo Messiego - Kto stoi za oskarżeniem?

Diada 2014: V jak "votar". Katalonia chce głosować.

Bye Bye Barcelona - Dokument o turystyce masowej w Barcelonie

Nerwowa cisza przed burzą: Referendum 1-O w Katalonii

Festa Major de Gràcia - święto Gràcii

Dzień hiszpańskości w stolicy Katalonii

Some Indian movies on women's rights

Walencja: Wizyta u kuzynów z południa