Wielkie przemeblowanie w Barcelonie: Jak do tego doszło i co dalej?

Mbappé y Démbelé w Barça - PSG. Zdjęcie: Joan Monfort/AP

Czternastego sierpnia każdego roku flagi na Camp Nou powinny być opuszczone do połowy masztu. Tego dnia w zeszłym roku Barça doznała największego upokorzenia w historii swoich występów w europejskich pucharach. Osiem straconych bramek z Bayernem, kompletna bezradność i wstyd na cały świat, który kibice będą odczuwali jeszcze przez wiele lat. Bardzo możliwe, że miną całe dziesięciolecia zanim zobaczymy kolejną tak bolesną klęskę 'blaugrany'. Porażki z Milanem w 1994, Steauą w 1986 czy nawet niedawne z Romą i Liverpoolem nie mogą się równać z tym co piłkarze i fani Barcelony przeżyli tamtego dnia. Być może w normalnych okolicznościach (dwumecz z kibicami na trybunach) wynik byłby nieco niższy na korzyść Bawarczyków, jednak trudno było w końcu nie zaakceptować faktu, że pięć lat po poprzednim zwycięstwie w Lidze Mistrzów Barcelona została zdegradowana do drugiej ligi wśród czołowych europejskich klubów. Dziesięć lat temu cała Europa zazdrościła nam najsilniejszej linii pomocy, której talent nie miał równych. Wtedy to prasa z całego świata prześcigała się w tworzeniu hymnów pochwalnych na cześć Barçy, której piłkarze zajęli całe podium Złotej Piłki za 2010 rok. Z kolei pięć lat temu wszyscy zachwycali się naszym ‘Tridente’ atakujących MSN. Dziś to raczej my zazdrościmy innym klubom de Bruyna, Kimmicha czy Bruno Fernandesa (Każdy kibic będzie tu miał swoją własną listę). Co wydarzyło się w Barcelonie i w europejskiej piłce w ogóle od tamtego czasu? Co sprawiło, że obecnie Barça odstaje tak mocno od najlepszych na kontynencie?

Powolne staczanie się po równi pochyłej zaczęło się na długo przed klęską w Lizbonie, z tym że charyzma Luísa Enrique oraz kilka trafionych i niezwykle kosztownych transferów (Zwłaszcza Neymar i Suárez) dokooptowanych do będącego w życiowej formie Messiego wystarczyło, żeby Barcelona chwilowo wróciła na europejski i krajowy tron. Nie zapominajmy jednak o zawstydzającej porażce drużyny prowadzonej tymczasowo przez Jordiego Rourę i Rubiego 0:7 z tym samym Bayernem w półfinałowym dwumeczu w 2013, która powinna być dla klubu poważnym ostrzeżeniem. Przed tamtym sezonem Barça jeszcze pod wodzą Guardioli była najlepszą ekipą w Europie przez cztery sezony. To prawda, że Inter i Chelsea wyeliminowały ‘blaugranę’ dzięki kombinacji szczęścia, pomyłki sędziego (Inter) oraz niezwykłego rygoru taktycznego i godnego podziwu wysiłku zespołowego. Mimo wszystko wielu ekspertów, w tym ceniony przeze mnie hiszpański dziennikarz Julio Maldonado, znany jako ‘Maldini’, uważa tamtą Barcelonę z lat 2008-2012 za najlepszą drużynę piłkarską w historii.

O Barcelonie Guardioli będziemy opowiadali następnym pokoleniom jeszcze przez wiele dekad. Na prawej stronie Messi z Alvesem siali spustoszenie w obronie każdego rywala, podczas gdy w środku pola trójka Busquets, Xavi i Iniesta nie pozwalała rywalom nawet powąchać piłki. Wysoko ustawiona obrona, niezależnie od tego czy grał Márquez, Puyol, Piqué, Abidal czy Mascherano, była nie tylko doskonała w odbiorze ale i w wyprowadzaniu piłki z obrony do ataku. Wysoki pressing gwarantował przejęcie piłki zaraz po stracie i nie pozwalał wielu rywalom nawet wychylić głowę poza linię środkową boiska. Nawet najlepsze drużyny w Europie przyjeżdżały na Camp Nou z zamiarem uniknięcia kompromitacji. Manchester United, Chelsea i Bayern wychodziły na murawę ze strachem przed upokorzeniem i nie wszystkim udało się tego uniknąć. Dla niektórych futbol tamtej Barcelony był nudny, dla innych był doskonałością, ale wszyscy musieli przyznać, że Pep zamienił swoją drużynę w prawdziwy walec, który rozjeżdżał prawie wszystkich rywali na swojej drodze przez cztery lata. Dominującej z takim autorytetem drużyny nie widziałem nigdy wcześniej ani później.

Ten wspaniały czas dla ‘culés’ skończył się jednak dziewięć lat temu wraz z odejściem Pepa Guardioli po niepowodzeniu w półfinale Ligi Mistrzów z Chelsea. Ekscentryczny perfekcjonista z Santpedor wycisnął z tamtej Barçy wszystko co mógł i poczuł, że lepiej już nie będzie, a relacje z piłkarzami również zaczęły się pogarszać. Kiedy Barcelona dominowała i czuła się coraz pewniej w roli kontynentalnego hegemona, rywale nie próżnowali i nadrobili straty już w ostatnim sezonie z Pepem w roli trenera. W ćwierćfinale Copa del Rey Messi i spółka ograli Real w Madrycie 1:2 i wydawało się że piłkarze Mourinho nigdy nie przezwyciężą strachu przed odwiecznym rywalem (Wcześniej w lidze przegrali też u siebie 1:3). Jednak w rewanżu Real zagrał bez kompleksów i poważnie nastraszył Barcelonę. Remis 2:2 Guardiola i jego zawodnicy mogli uznać za szczęśliwy, a w Madrycie w końcu zrozumiano, że ‘blaugrana’ nie jest nie do ogrania. Wszyscy zapewne pamiętamy co było dalej: Zwycięstwo Realu na Camp Nou w lidze i utrata mistrzostwa na rzecz tych irytujących Portugalczyków i ich niewiele mniej irytujących kolegów.


Niestety w klubie nikt nie wziął sobie tego rozczarowania do serca. “Mamy przecież najlepszego piłkarza na świecie, mamy Xaviego i Iniestę”, myśleli pewnie prezydent i jego ‘junta directiva’. Co z tego, że rywale wzmacniają się najbardziej utalentowanymi piłkarzami na świecie, “dla nas gra Messi”, twierdził z pewnością niejeden członek zarządu. Niestety również pamiętamy jak to się skończyło. Brak ambicji Rosella i Bartomeu, z wyjątkiem świetnego sezonu 2014-2015 sprawił, że co roku drużyna była coraz słabsza. Nawet ta naprawdę mocna Barcelona Luísa Enrique już tak rywali nie straszyła. Pozwolono na odejście Thiago, a miejsce Xaviego zajął niezły ale nieporównywalnie mniej utalentowany Rakitic. Pomijając świetne transfery ter Stegena czy Suareza, Barcelona kupowała głównie piłkarzy, o których nie musiała specjalnie walczyć z żadnym poważnym pretendentem - przychodzi mi na myśl szczególnie André Gomes. Utrata Neymara i wyrzucenie pieniędzy z jego transferu w błoto doprowadziło do tego, że dziś klubu nie tylko nie stać na transfery ale nawet będzie musiał kilku droższych piłkarzy się pozbyć (np. Coutinho). Na stanowisko trenera klub zatrudniał sprawdzonych w hiszpańskich średniakach, ale tanich i mało znanych poza Hiszpanią szkoleniowców takich jak Valverde (Tak, znali go w Grecji…) czy Setién. Bo mamy przecież Messiego, a on sam wygrywa mecze i trofea…


Zarząd Barcelony ostatecznie osiadł na laurach w 2015 roku, co w połączeniu z (niestety) często spotykanym w Hiszpanii brakiem profesjonalizmu, doprowadziło do sytuacji niemal katastrofalnej. Owszem, sporą rolę w przyspieszeniu tej dekadencji odegrała pandemia, ale zdecydowanie nie jest to główny powód. Co mam na myśli pisząc o typowo hiszpańskim braku profesjonalizmu? Piszę to z przykrością, ponieważ mieszkam w Katalonii od wielu lat i uwielbiam ten kraj, ale mając na uwadze fakt, że Barça jest klubem o strukturze demokratycznej, trudno jest nie odnieść wrażenia, że odziedziczyła pewne niedoskonałości hiszpańskiej demokracji i społeczeństwa. Hiszpania przez lata była rządzona przez postfrankistowską prawicę z Partido Popular na zmianę z pseudo-socjalistami z PSOE. Szczególnie Partido Popular jest zamieszane w liczne skandale korupcyjne na niewyobrażalną skalę. Przez cztery dekady po śmierci Franco w Hiszpanii kwitnął nepotyzm i korupcja, a bezkarność polityków wołała i wciąż woła o pomstę do nieba. Politycy obu wyżej wymienionych partii odchodzą na emeryturę do rad nadzorczych wielkich firm takich jak Iberdrola, Endesa, BBVA czy Banco Santander, co zacieśnia więzy tych korporacji z rządzącymi. A skoro już jesteśmy przy wielkich firmach, hiszpańska gospodarka od dawna jest kolosem na glinianych nogach, który chwieje się i grozi upadkiem przy każdym krachu finansowym. Co ma to wspólnego z Barçą? Jeszcze dziesięć czy jedenaście lat temu wydawało mi się, że nic, ale chyba jednak szerszy kontekst kulturowy i model biznesowy odróżniający hiszpańskie firmy i kluby od np. angielskich czy niemieckich, jest czynnikiem decydującym. Po niedawnym aresztowaniu byłego prezesa Bartomeu i trzech innych dyrektorów tylko upewniłem się w przekonaniu, że tak właśnie jest.
 

Jestem fanem demokratycznej struktury wielu hiszpańskich klubów, ale często ich zarządy przypominają w swoich działaniach rządy państw, które podejmują populistyczne decyzje po to, żeby zadowolić rzeszę ‘socios’ i wygrać kolejne wybory. “Jeśli wygram wybory, kupię Wam Beckhama”, obiecywał Joan Laporta w 2003 roku. Wcześniej Florentino Pérez zaklepał kibicom w Madrycie Figo, co zresztą jest częścią każdej kampanii wyborczej w wielkich klubach. W Hiszpanii prezydent klubu takiego jak Barça czy Real Madryt cieszy się władzą i popularnością porównywalną ze statusem premiera kraju. Kto poza Hiszpanią zna nazwiska burmistrzów Madrytu czy Barcelony? Z pewnością niewiele osób. Z kolei rzesze fanów futbolu w innych krajach wiedzą kim jest Florentino Pérez i (niestety) Josep Maria Bartomeu. Ten model, tzw. ‘prezydencki’, kontrastuje z angielskim, w którym prezesi klubów pozostają na drugim planie, a o transferach, marketingu i innych aspektach decydują specjaliści w tej dziedzinie. Odejście od tej skupionej wokół prezydenta formy sprawowania władzy nad klubem proponuje jeden z kandydatów w marcowych wyborach, Víctor Font. Zobaczymy czy dwaj pozostali kandydaci również wezmą pod uwagę możliwość zaktualizowania tego modelu i odsunięcia się na drugi plan. Faworyt według sondaży, Joan Laporta, będąc prezesem klubu dał się poznać jako człowiek nieco despotyczny i uwielbiający skupiać na sobie uwagę. Miejmy nadzieję, że wiele lat z dala od Barçy oraz nieudane próby zrobienia kariery w polityce nauczyły 'Jana', że kluczem do sukcesu jest dzielenie się władzą z osobami oddanymi klubowi i kompetentnymi.

W porównaniu z działającymi niczym wielkie korporacje angielskimi klubami, hiszpański model wydaje się mało stabilny. Piłka nożna jest w coraz większym stopniu biznesem, w którym długoterminowa strategia i trafna polityka transferowa decydują o sukcesie na boisku i poza nim. Brak wizji i projektu w przypadku Barcelony doprowadził do ogromnego zadłużenia, którego nie mają na przykład kluby niemieckie. Bartomeu i spółka wydali 500 milionów euro na zaledwie czterech piłkarzy: Démbelé, Griezmann, de Jong i Coutinho; z których tak naprawdę tylko de Jong spełnia pokładane w nim nadzieje, a reszta prawdopodobnie latem zostanie sprzedana po przecenie (choć może to tylko moje życzenie). W klubie chyba nikt nie wziął pod uwagę faktu, że Démbelé ma problemy z dyscypliną i kontuzjami, a Griezmann wcale nie jest tym zawodnikiem, którego drużyna potrzebuje. Francuski duet atakujących w tym sezonie robi co może, ale co powiedzieć o transferze Coutinho? Czy sprowadzenie wolnego elektronu z grającego dynamicznie Liverpoolu jako następcę Iniesty było decyzją przemyślaną? Oddawanie co roku wychowanków takich jak Grimaldo czy Cucurella i sprowadzanie na ich pozycję za wiele milionów przeciętniaków pokroju Juniora Firpo jest już wręcz cechą charakterystyczną polityki transferowej Barcelony. Kosztownych błędów zarządu było jeszcze dużo więcej.

Kilka miesięcy temu znany dziennikarz i ekspert od hiszpańskiego futbolu Guillem Balague pisał o Pedrim jako o “zbawicielu” Barcelony. Rok wcześniej zbawienia szukano w Ansu Fatim. Kiedyś był nim Ronaldinho, a jeszcze wcześniej Johan Cruijff - jako piłkarz, a potem jako trener. Coś jednak jest nie tak ze sposobem zarządzania skoro co pięć lub dziesięć lat klub wymaga zbawienia. W dzisiejszym futbolu konkurencja jest bezlitosna, dużo bardziej niż piętnaście czy dwadzieścia lat temu. Wtedy to elita europejskiego futbolu zaczęła się obawiać nowobogackich z Chelsea, którą pieniądze Abramowicza w kilka lat zamieniły maszynę do wygrywania trofeów. Teraz nowobogackich jest więcej i mają wyższy budżet niż Abramowicz. Jeśli Barcelona nie wprowadzi w życie odpowiedniej strategii wyjścia z obecnego kryzysu, istnieje pewne ryzyko, że zamieni się w kolejny Milan - wielki europejski klub, którego prestiż ucierpiał w wyniku utraty miejsca w kontynentalnej czołówce. To prawda, że Hiszpania to nie Włochy i struktura własnościowa klubu jest zupełnie inna, ale przykład Milanu powinien posłużyć nowemu zarządowi jako ostrzeżenie.


Dziś przykro patrzy się na to jak czasami Messi męczy się grając w ataku z piłkarzami, którzy nie rozumieją w co Argentyńczyk chce grać. Kandydaci na fotel prezesa klubu zdają sobie sprawę z tego, że od przekonania Leo do pozostania w Barcelonie zależy bardzo wiele, np. zdolność klubu do zatrzymania pozostałych gwiazd czy też zakupu nowych piłkarzy. W końcu kto nie chciałby zagrać obok najlepszego piłkarza na świecie? (Wiem, wiem, jest takich kilku…) Od decyzji Leo może też zależeć przedłużenie umów przez niektórych sponsorów, dla których jest on głównym “ambasadorem” ich marki. W języku biznesu Lionel Messi oznacza “profit”, bez którego wpływy do klubowej kasy z pewnością mocno zmaleją. Niewiadomych jest więcej, na przykład: Co stanie się z planowaną konstrukcją Espai Barça?


Zaczynałem moje świadome kibicowanie Barcelonie około roku 2000, czyli od początku przeciętnej piłkarsko ery Gasparta. Pamiętam codzienne spory na forum blaugrana.pl między fanami Patricka Kluiverta i zwolennikami “królika” Savioli, którzy w szczytowej formie nie usiedliby nawet na ławce w Barcelonie Guardioli czy Luísa Enrique. Po tamtych nieudanych trzech sezonach stery przejął Joan Laporta, a dwa lata później świętowaliśmy mistrzostwo. Trzy lata później witryny klubowego muzeum wzbogacił drugi w historii klubu Puchar Mistrzów. Zastanawiam się czy również tym razem będziemy musieli znieść kilka przeciętnych sezonów bez trofeów i w cieniu konkurencji. A może uda się zbudować silną drużynę już na następny sezon wokół Messiego, ter Stegena, de Jonga, Araujo, Pedriego i Ansu? Mimo wielu rozczarowań w ostatnich latach, nie tracę nadziei, że to ten drugi scenariusz okaże się prawdziwy. Zwycięstwa w lidze i Pucharze Króla takie jak wczorajsze z Sevillą pokazują, że jest z czego budować nową drużynę do zawojowania Europy. Talentu na murawie nie brakuje, oby wkrótce dorównał mu talent w zarządzaniu klubem.

Comentarios

Entradas populares de este blog

Język kataloński w teorii i praktyce

Katalończycy tłumaczą: Skąd ten separatyzm?

Podatki Leo Messiego - Kto stoi za oskarżeniem?

Diada 2014: V jak "votar". Katalonia chce głosować.

Bye Bye Barcelona - Dokument o turystyce masowej w Barcelonie

Nerwowa cisza przed burzą: Referendum 1-O w Katalonii

Festa Major de Gràcia - święto Gràcii

Walencja: Wizyta u kuzynów z południa

Dzień hiszpańskości w stolicy Katalonii

Some Indian movies on women's rights