Delhi - odwieczna stolica imperiów i serce nowoczesnych Indii

Kilka dni temu opuściłem zimną wciąż Europę, aby spędzić kilka tygodni w Indiach.  Porankiem wylądowałem w Delhi - mieście, które zawsze jest moją bazą do podróży po tym kraju, gdzie przywitała mnie przyjemna temperatura około 25 stopni, spadająca o prawie 10 stopni nocą. Powietrze jest w miarę czyste jak na to miasto, dzięki czemu bezchmurne niebo jest koloru niebieskiego, co nie jest tutaj żadną oczywistością. W przeciwieństwie do większości obcokrajowców jestem pasjonatem stolicy Indii i jej historii, wobec czego nie spieszę się, aby ją opuścić i wyjechać do spokojniejszych miejsc. Pomijając fakt, że mam tutaj bliską rodzinę, uważam Delhi za miejsce fascynujące i jedyne w swoim rodzaju, mimo wielu niedogodności.

Jak opisać metropolię o populacji 21 milionów osób, której historia liczy sobie przynajmniej tysiąc lat i którego lokalizacja zmieniała się aż dziewięć razy na przestrzeni wieków? Jak wyrazić w słowach atmosferę niezwykłej mieszanki kultur i stylów architektonicznych? Z pewnością nie wydaje się to łatwym zadaniem, wobec czego standardowo zaczniemy od historii, której początki sięgają zamierzchłych czasów owianych mgłą tajemnicy. Delhi jest wszak miejscem, w którym historycy sytuują mityczne miasto Indraprastha, o którym mowa jest w hinduskim eposie Mahabharata, choć znaleziska archeologiczne nie potwierdzają jednoznacznie istnienia tej rzekomo pięknie udekorowanej i ufortyfikowanej osady. Mityczne miasto miało się znajdować w okolicach dzisiejszego Starego Fortu (Purana Qila) na kopcu nad rzeką Jamuna około XI wieku przed naszą erą.

Pierwszym potwierdzonym miastem Delhi był Lal Kot, zwany też później Qila Rai Pithora, założony prawie tysiąc lat temu bo w roku 1052. Półtora stulecia później północne Indie po raz pierwszy najechały muzułmańskie armie pod przewodnictwem Muhammada Ghoriego, władcy imperium ze stolicą w regionie Ghor, w dzisiejszym Afganistanie. Gubernator Ghoriego i jego były niewolnik, Qutb-ud-Din Aibak, został następnie założycielem pierwszego muzułmańskiego państwa na subkontynencie indyjskim, Sułtanatu Delhi. Jego następca, Iltutmish, przeniósł stolicę z Lahaur w dzisiejszym Pakistanie do Delhi i rozpoczął budowę olbrzymiego, 74-metrowego minaretu Qutub Minar i meczetu Quwwat-al-Islam (Potęga Islamu). Imponujący minaret stoi do dzisiaj w dzielnicy Mehrauli, w południowym Delhi, natomiast meczet czasy świetności ma już dawno za sobą, choć niektóre z jego budynków zachowały się w bardzo dobrym stanie.

Kolejni sułtani zmieniali lokalizację miasta w obrębie dzisiejszej metropolii kilka razy, między innymi z obawy przed zagrożeniem ze strony mongolskich armii, które przez parę stuleci najeżdżały te terytoria z północy. Przez prawie 4 stulecia istnienia sułtanatu powstały tu jeszcze miasta Siri, Tughlakabad, ufortyfikowane miasto Jahanpanah, co oznacza “schronienie świata” oraz Firozabad. Sułtanatem na przestrzeni wieków rządzili władcy pochodzenia afgańskiego, tureckiego i indyjskiego, a za ich czasów rozkwitła kultura suficka. Imperium osiągnęło swój maksymalny zasięg w XIV wieku, kiedy to Muhammad bin Tughluq podbił wyżynę Dekanu w środkowych i południowych Indiach. Jednak tyrania Tughluka zjednała mu wielu wrogów i jeszcze za jego panowania sułtanat stracił całe południe i wschód na rzecz hinduskich królestw takich jak Imperium Widźajanagaru. Jego następcy nie radzili sobie o wiele lepiej, a zasięg państwa i jego znaczenie wciąż się zmniejszało.

Wreszcie w XV wieku słaby już Sułtanat Delhi upadł pod naporem najazdu agresywnych armii z Azji Środkowej, tym razem pod wodzą Babura, potomka Tamerlana i Czyngisa-chana, który pokonał wojska sułtana Ibrahima Lodiego pod Panipat w 1526. Przez następne 3 stulecia potomkowie Babura zarządzali jednym z największych imperiów w historii Indii i jednym z najbogatszych państw na świecie, zwanym Imperium Wielkich Mogołów. Co ciekawe, nazwa tego imperium po polsku brzmi oficjalnie “Państwo Wielkich Mogołów”, podczas gdy w innych językach używa się określenia “Imperium”. Z pewnością słowo “państwo” nie oddaje wielkości i splendoru, jaki historycy przypisują Indiom za czasów dynastii, którą zapoczątkował Babur.

Za ich panowania stolica imperium znajdowała się w Dinpanah, gdzie syn Babura Humajun wybudował fort zwany dziś starym fortem, w hindi “Purana Qila”. Grobowiec Humajuna w monumentalnym mauzoleum na jego cześć jest dziś jedną z największych atrakcji turystycznych Delhi, a jego perfekcyjnie symetryczna struktura posłużyła później za wzór do budowy słynnego Tadż Mahal, wzniesionego przez piątego władcę imperium, Szahdżahana, czyli po persku “Króla Świata”. Właśnie perski był oficjalnym językiem muzułmańskich elit imperium, dzięki którym w Delhi, Lucknow i innych ośrodkach miejskich państwa Wielkich Mogołów kwitła kultura śpiewana, pisana i mówiona w tym języku.

Zanim Szahdżahan stracił zainteresowanie władzą i został uwięziony w Agrze przez swojego syna Aurangzeba, zdołał jeszcze przenieść stolicę państwa z Dinpanah do nazwanego jego imieniem Szahdżahanabadu, który do dzisiaj stanowi stare miasto Delhi. Dopiero w XX wieku Brytyjczycy przenieśli środek ciężkości metropolii do zaprojektowanego przez Edwina Lutyensa Nowego Delhi, którego szerokie aleje, parki i otwarte przestrzenie mocno kontrastują z ciasno zabudowanym starym Delhi. Podobnie jak Sułtanat Delhi, również Imperium Wielkich Mogołów weszło w powolną fazę zmierzchu po śmierci Aurangzeba w 1707 zanim Brytyjczycy podbili jego ziemie w 1857.

Następnym kluczowym wydarzeniem w historii Delhi okazał się podział Indii w 1947 na Indie i Pakistan. Wtedy to muzułmańskie elity miasta w większości opuściły miasto, a ich miejsce zajęli hinduscy i sikhijscy uchodźcy z zachodniego Pendżabu, który stał się częścią Pakistanu. W bardzo krótkim czasie z miasta o mocnym muzułmańskim charakterze, w którym głównym językiem było urdu, Delhi zamieniło się w ośrodek zdominowany przez kulturę i język pendżabski z hinduizmem jako główną religią.

Co ciekawe, Delhi nie do końca zapomniało tę minioną epokę sprzed podziału Indii, co jest najbardziej widoczne w języku. Do dzisiaj hindi, którym posługują się jego mieszkańcy jest mocno wymieszane z urdu, mową indyjskich muzułmanów na północy kraju, a obecnie oficjalnym językiem Pakistanu. Podobnie jak w całych północno-zachodnich Indiach, w stolicy używa się wielu słów pochodzenia perskiego i arabskiego typowych dla urdu zamiast ich odpowiedników wywodzących się z sanskrytu, częściej spotykanych na wschód od Delhi, w stanach takich jak Uttar Pradeś, Madhja Pradeś czy też Bihar. Pewien kolega z Madhja Pradeś wspominał niedawno, że po przyjeździe do Delhi mieszkańcy stolicy śmiali się z jego hindi właśnie z powodu doboru słów. Dla przykładu, aby powiedzieć że czeka na coś lub kogoś, używał sanskryckiego “pratikshya” (czekanie, oczekiwanie), podczas gdy w Delhi używa się słowa “intizaar”, pochodzenia perskiego. Ta fascynująca mieszanka języków i kultur Delhi jest też widoczna na znakach drogowych w centrum miasta, które wskazują drogę w czterech różnych narzeczach i czterech odmiennych alfabetach - po angielsku, pendżabsku oraz w hindi i urdu.

Fascynujące dzieje Delhi w niezwykle wciągający sposób opisał mieszkający od dawna w Indiach szkocki historyk i pisarz William Dalrymple w książce “Miasto dzinów - rok w Delhi”. Dalrymple dogłębnie poznaje tajemnice miasta i niezwykłe historie jego mieszkańców. Zaczyna od antysikhijskich pogromów z 1984 roku, w których zginęły tysiące osób, a następnie cofa się w czasie do epok coraz bardziej zamierzchłych na podstawie opowieści potomków dawniej żyjących postaci. Dalrymple zdobywa zaufanie niezwykle nieprzystępnej grupy osób transseksualnych, zwanych w Indiach “hidźrami”, poznaje potomkinię rodu Wielkich Mogołów i przedstawia historię kaligrafa, który niewzruszony zmianami w mieście kontynuuje jego dawne tradycje z czasów kiedy literatura imperium tworzona była w języku perskim.

Dzisiaj Delhi jest najważniejszym ośrodkiem miejskim w Indiach w sensie politycznym i administracyjnym. Jedynym miastem, które prześciga Delhi jako potęga przemysłowa i gospodarcza jest Mumbaj, który ma mniej więcej taką samą populację, ale skupioną na dużo mniejszej przestrzeni. O ile pełny drapaczy chmur Mumbaj szuka przestrzeni w niebie, o tyle płaskie i pełne niskich budynków Delhi rozrasta się w każdym kierunku. Mumbaj jest też stolicą przemysłu filmowego, muzycznego i w ogóle wszelkiego rodzaju rozrywki oraz miejscem równie fascynującym jak Delhi, lecz z zupełnie innych powodów. Porównanie obu metropolii nie jest jednak celem tego tekstu, nawet jeśli jest niezwykle kuszące.

Większość obcokrajowców odwiedzających Indie zaczyna swoją przygodę z tym krajem od lądowania w Delhi i na ogół zostają tu bardzo krótko. Zachodni turyści szybko uciekają od przytłaczającego ich hałasu, zanieczyszczonego powietrza, chaotycznego ruchu ulicznego i przeludnienia. Najczęściej od razu wyjeżdżają na północ w góry, lub na południowy zachód, do Radżastanu, i nie dają stolicy Indii szansy. Niewiele osób zostaje, aby odwiedzić ruiny dawnych imperiów rozsiane po południowym Delhi, a także poznać nowoczesne życie miasta w jego kawiarniach, centrach kultury i dyskotekach. Uczucie przytłoczenia tą ogromną metropolią jest zrozumiałe, lecz jej pominięcie pozbawia odwiedzających okazji do poznania ważnego oblicza Indii, szczególnie północnych.

Ci którzy szybko uciekają z Delhi nie wiedzą, że miasto oferuje też schronienie od swojego pozornego chaosu. Pozornego, bo tak naprawdę wszystko odbywa się według pisanych i niepisanych zasad, z tym że obcokrajowcom nieznanych. Miejsca takie jak Grób Humajuna, Ogrody Lodich i Sunder Nursery zaskoczyłyby turystów urzekającym pięknem, ciszą i spokojem. Zmęczeni zgiełkiem metropolii mogliby odpocząć w ogrodach wokół mauzoleum Humajuna i podziwiać jego nadzwyczajnie piękną architekturę. W obrębie miasta znajdują się też liczne lasy i parki. Delhi potrafi też zaskoczyć ilością drzew, szczególnie w bogatszych, południowych dzielnicach. Czasami z okien pociągów, które najczęściej jadą estakadami ponad poziomem ulicy, wydaje się że przemierzamy gęstą dżunglę, z której wystają liczne budynki. Delhi obfituje w figowce pagodowe i bengalskie, miodle indyjskie i wiele innych gatunków drzew, na gałęziach których przesiaduje wiele różnych ptaków. Skoro jesteśmy już przy zwierzętach, to w niektórych dzielnicach miasta zadomowiły się nawet liczna grupy makaków, które przyprawiają mieszkańców o ból głowy kradnąc mniej lub bardziej wartościowe obiekty z domów lub bezpośrednio z rąk przechodniów. Z kolei powszechny mit o Indiach jako raju dla krów nie znajduje odzwierciedlenia w rzeczywistości wielu części Delhi, choćby na zamożnym południu czy też w Nowym Delhi. Nie znaczy to oczywiście, że krów nie zobaczymy w innych dzielnicach.

Delhi jest zauważalnie pendżabskie, szczególnie w ubiorze mieszkańców, ich kuchni i języku. Pendżabski słychać często na ulicach, mimo iż dominuje hindi. Dania typowe dla Pendżabu takie jak chhole bature - nadmuchany chleb i danie z ciecierzycy w sosie, są niezwykle popularne w stolicy. Wyznawcy sikhizmu, którzy są najliczniejszą grupą religijną w indyjskim Pendżabie, stanowią tutaj prawie 3,5 procenta populacji, a niektóre z ich świątyń zwanych gurudwara zaliczane są do najważniejszych w kraju, na przykład Bangla Sahib i Sis Ganj Sahib, która stoi w miejscu egzekucji dziewiątego guru Sikhów Tegh Bahadura na polecenie Aurangzeba w 1675. Sporą część populacji, bo ponad 12 % stanowią muzułmanie, których wpływy kulturowe są najbardziej widoczne w okolicach starego Delhi lub w sanktuarium sufickim w dzielnicy Nizamuddin. Istnieją też dzielnice z mocnym akcentem bengalskim, jak Chittaranjan Park, lub północno-wschodnim takie jak Humayunpur, gdzie żyją głównie migranci z Nagaland, Manipuru, Asamu i innych stanów dalekowschodnich, oddalonych o parę tysięcy kilometrów od stolicy Indii.

Oczywiście nie wszystko w Delhi jest piękne i urokliwe. Miasto boryka się z wieloma problemami, które prawdopodobnie zauważymy już od pierwszych chwil, czasami na samym lotnisku. Lądując tutaj w okresie zimowym zapewne poczujemy nieprzyjemny, duszący zapach dymu już wewnątrz samolotu kołującego wciąż na płycie lotniska. Przez kilka miesięcy w roku Delhi cieszy się złą sławą miasta o najbardziej zanieczyszczonym powietrzu na świecie. Jego współczynnik jakości powietrza (Air Quality Index - AQI) często przekracza granice kategorii “niebezpieczne” między październikiem a lutym, kiedy niskie temperatury zmuszają wielu mieszkańców do ogrzewania się wszelkimi dostępnymi surowcami, w tym śmieciami w przypadku najbiedniejszych osób mieszkających na ulicy. Ten czas zbiega się też ze zbiorem plonów w rolniczych stanach graniczących z Delhi - Harjanie, Pendżabie i Uttar Pradeś. Najtańszym sposobem pozbycia się resztek plonów jest spalenie ich, co też rolnicy robią nagminnie mimo starań lokalnych władz, aby ukrócić ten proceder. Do tego wszystkiego należy doliczyć ogromne zanieczyszczenia, które codziennie emitują miliony samochodów, motorów i autobusów na zakorkowanych ulicach. Przestarzałe często pojazdy odprowadzają do powietrza ogromne ilości trujących gazów. Co roku w wyniku toksycznego powietrza w Delhi umierają tysiące osób, a wiele osób cierpi na choroby układu oddechowego, astmę, a także dolegliwości układu nerwowego i krwionośnego.

Niestety prawdziwy jest też stereotyp o wszechobecnej biedzie w Indiach. Oczywiście biedę i bezdomność znamy też z ulic naszych europejskich miast, ale jej skala w Indiach może zaskoczyć odwiedzających. W wielu miejscach zobaczymy prawdziwe obozowiska żyjących w skrajnej nędzy bezdomnych, których sytuacja wydaje się beznadziejna. Obok takiego obozowiska przejeżdżają często drogie samochody zamożnych mieszkańców i widząc taki kontrast możemy zacząć zadawać sobie bardzo niewygodne pytania na temat dystrybucji bogactwa nie tylko w Indiach, ale również w naszych miejscach zamieszkania. Takie widoki oczywiście nie są przyjemne. Bardziej wrażliwe osoby z pewnością odczują smutek i poczucie niemocy wobec tak rażącej niesprawiedliwości. Z drugiej strony jednak, to doświadczenie może się okazać przełomowe i otworzyć wielu osobom oczy na rzeczywistość, która istnieje wszędzie, ale która tutaj ukazuje nam swoje prawdziwe, surowe oblicze.

Niewygodna prawda o wielu rzeczach, którą w Europie ukrywamy, tutaj jest po prostu na widoku wszystkich. W 2017 roku miałem nieprzyjemność patrzeć jak rzeźnicy zarzynają kury w okolicach piątkowego meczetu Jama Masjid w starym Delhi. Wyciągane z klatek ptaki były z pewnością świadome swojego losu, gdyż próbowały bezskutecznie walczyć o życie zanim nóż dosięgał ich długich szyj i bezlitośnie kończył ich marny żywot. Ich bezwładne ciała lądowały następnie w plastikowej beczce. Taki widok zapewne niejedną osobę przekonałby do weganizmu lub choćby wegetarianizmu. Można rozprawiać o okrucieństwie i braku wrażliwości rzeźników spod Jama Masjid, ale przecież w Europie dzieje się dokładnie to samo, z tym że z dala od naszych oczu, za ścianami rzeźni znajdujących się daleko od ludzkich siedlisk. Następnie widzimy tylko “produkt” w plastikowym opakowaniu - pierś z kurczaka, stek lub skrzydełka. Nic z tego nie przypomina prawdziwego zwierzęcia, którego było częścią. W Indiach z kolei zobaczymy na własne oczy prawdę, którą często wypieramy aby nie odczuwać wyrzutów sumienia.

W ostrym kontraście do realiów biednej warstwy społeczeństwa, rozmowy klasy średniej w kawiarniach i barach modnych miejsc takich jak Hauz Khas czy Khan Market skupiają się na pieniądzach, biznesie i dobrach materialnych. Indyjskie społeczeństwo jest wysoce zhierarchizowane i bardzo świadome statusu społecznego, który zależy od kasty, dochodów, rodzaju wykonywanej pracy i wielu innych czynników. Bardzo typowe pytania w rozmowach z nieznajomymi w Delhi dotyczą dzielnicy z której pochodzimy i zawodu lub firmy dla której pracujemy. Na podstawie informacji zwrotnej nasz rozmówca może określić nasz status społeczny i zdecydować czy jesteśmy warci jego lub jej uwagi. Tak jak w Europie, również tutaj zauważymy oznaki wszechobecnego materializmu, który otępia społeczeństwo i sprowadza ludzi do roli pasywnych konsumentów, choć tutaj jest on być może bardziej wyraźny.

Delhi ma też oblicze mocno upolitycznione, a w różnego rodzaju protestach i akcjach najbardziej aktywna jest społeczność studencka, która dzieli się na prawicową spod znaku hinduskiego fanatyzmu religijnego i nacjonalizmu, oraz lewicową, skupioną głównie na uniwersytecie Jawaharlal Nehru University (JNU). Relacje między związkami studenckimi, które reprezentują te środowiska, są bardzo napięte i często dochodzi między nimi do bójek i napaści. Delhi jest też scenerią wielu protestów, takich jak niedawne masowe demonstracje rolników, które zaczęły się przed pandemią Covid-19 i z przerwami trwały do zeszłego roku. To tutaj można zobaczyć z bliska zderzenie najważniejszych tendencji społecznych i politycznych Indii i zrozumieć liczne kontrasty między konserwatywną a progresywną częścią społeczeństwa, a także między materializmem i indywidualizmem a kolektywnymi działaniami na rzecz sprawiedliwości społecznej i poprawy warunków życia ogółu.

Jakie jest więc Delhi? Próbując je opisać można zapewne użyć każdego istniejącego przymiotnika, a jego portret będzie pełen paradoksów i przeciwieństw. Czy warto się tu zatrzymać i dać temu miastu szansę? Tutaj odpowiedź jest już jednoznaczna: Oczywiście że tak! Dla osób otwartych na inne kultury, perspektywy i sposoby życia pobyt w Delhi będzie niezwykle pouczający i z pewnością zmusi je do wielu ciekawych refleksji. Tym którzy szukają spokoju i jogi w Himalajach lub na plażach Goa raczej bym tego doświadczenia nie polecał, lecz nie sposób poznać Indie omijając jej najważniejsze metropolie i sprowadzając ten kraj jedynie do duchowości lub rozrywki. To w miastach takich jak Delhi zobaczymy Indie w miniaturze, ze swoim niezwykłym bogactwem kulturowym i ostrymi kontrastami.

Comentarios

Entradas populares de este blog

Język kataloński w teorii i praktyce

Katalończycy tłumaczą: Skąd ten separatyzm?

Podatki Leo Messiego - Kto stoi za oskarżeniem?

Diada 2014: V jak "votar". Katalonia chce głosować.

Bye Bye Barcelona - Dokument o turystyce masowej w Barcelonie

Nerwowa cisza przed burzą: Referendum 1-O w Katalonii

Festa Major de Gràcia - święto Gràcii

Walencja: Wizyta u kuzynów z południa

Dzień hiszpańskości w stolicy Katalonii

Some Indian movies on women's rights