Trek przez trzy wysokie przełęcze Everestu - Dzień 6: Z Namche do Pangboche, klasztor w Tengboche

Wcześnie rano budzi mnie donośny, niski dźwięk tybetańskich trąb dung chen dochodzący z klasztoru, co oznacza nawoływanie do modlitwy. Jest dopiero kwadrans po szóstej. Wstaję z łóżka i zachwycam się doskonałą widocznością, dzięki której białe szczyty Thamserku i Kusum Kanguru widać jak na dłoni na tle błękitu bezchmurnego nieba. Pakuję rzeczy do plecaka i schodzę na szybkie śniadanie: oczywiście chleb tybetański i curry warzywne

Dirk, Balkrishna i ja ruszamy już o siódmej rano, a Alan i Mélanie wyruszą później. Pogoda jest wspaniała: świeci słońce, jest ciepło i bezwietrznie. Dirk wkrótce skręca w lewo w stronę Gokyo - na północny-zachód, natomiast Balkrishna i ja idziemy prosto, wzdłuż rzeki Dudh Koshi w kierunku północnym. Po pewnym czasie zatrzymujemy się na odpoczynek w cieniu dużej stupy, gdzie spotykamy dwóch tragarzy, z których jeden ma około pięćdziesiąt lat. a drugi jest bardzo młody - prawdopodobnie ojciec i syn. Nawiązuję z nimi kontakt z pomocą Balkrishny, który tłumaczy dla mnie na nepalski. Młody chłopak niesie dzisiaj bardzo ciężki pakiet kilku torb dla zagranicznych wspinaczy lub trekerów: podobno dwadzieścia pięć kilo, czyli ponad dwa razy więcej niż ja, a na oko waży nie więcej niż pięćdziesiąt. Pytam go ile ma lat i odpowiada, że szesnaście…

Ciągle pod wrażeniem spotkania idę dalej rozmyślając o losie nepalskich tragarzy. Przypominam sobie bezzębnego starca, mozolnie wspinającego się w kierunku Namche i uginającego się pod ciężarem kosza z drewnem na opał. Zatrzymywał się co chwilę wyraźnie zmęczony, ale po chwili na złapanie oddechu parł dalej do przodu stękając i oddychając ciężko. Spotykamy wielu tragarzy, którzy w tym zawodzie powinni być już od dawna na emeryturze, ale takie udogodnienia nie istnieją w Nepalu. Młodsi z kolei są niezwykle krzepcy i sprawni. Wielu z nich, nierzadko niosących na plecach ciężary równe trzem lub czterem moim plecakom wyprzedza każdego trekera na trasie. Zresztą w górskich rejonach Nepalu wszyscy wydają się być w doskonałej formie fizycznej. Kilka dni temu wyprzedziły mnie dwie małe dziewczynki ze szkolnymi plecakami ważącymi proporcjonalnie do ich masy ciała pewnie tyle co mój lub więcej. O ile w indyjskich Himalajach z łatwością wyprzedzałem i zostawiałem daleko w tyle prawie każdego, o tyle przy Nepalczykach i Nepalkach mogłem dostać kompleksów.

Dzisiejszy odcinek treku zostanie jednym z moich ulubionych ze względu na niesamowite widoki. Idziemy ścieżką osadzoną w górskim stoku setki metrów nad rzeką Dudh Koshi. Przed nami w oddali bardzo wyraźnie rysuje się kształt ostrych zębów Nuptse, zza których wystaje charakterystyczny trójkąt Sagarmathy, a po prawej sterczy równie ostry samotny kieł Lhotse. Po naszej prawej, po drugiej stronie doliny, dominują imponujące oblodzone granie Thamserku, Ama Dablam, oraz kolejnego charakterystycznego szczytu: Kangteka (6782 m n.p.m.), który wygląda jakby narysowało go dziecko ze względu na mało himalajskie kształty: zamiast typowych dla tego regionu ostrych, ściętych turni, od strony zachodniej jego okrągły wierzchołek przypomina nieco smoczek niemowlaka. Kilka dni później od strony północnej będzie wyglądał zupełnie inaczej: pokaże swoje groźne, strome oblicze. W kierunku południowym wciąż widnieje szczyt Kongde Ri.

Trasa jest póki co dosyć płaska, przynajmniej w nepalskim znaczeniu tego słowa. Balkrishna i inni przewodnicy lubią żartować opisując łagodniejsze ukształtowanie terenu w Himalajach jako “Nepali flat”. Oznacza to, że będzie raz pod górkę i raz z górki ale łagodnie. Po kilku godzinach zaczynamy schodzić w kierunku doliny Dudh Koshi aż docieramy do wioski Phungi Thenga, gdzie zatrzymujemy się na herbatę u dwóch kobiet z ludu Rai, znajomych Balkrishny z jego rodzinnych stron. Między sobą porozumiewają się w ich języku nachhiring, którego zupełnie nie rozumiem, w przeciwieństwie do nepalskiego, z którego wyłapuję znajome słowa podobne do odpowiedników w hindi. W Nepalu regionalna tożsamość jest bardzo silna, lecz nie powoduje napięć i konfliktów, jak na przykład w Indiach. Kalejdoskop ludów tworzących naród nepalski zdaje się identyfikować z flagą, językiem i ogólną ideą państwa, które zamieszkują. Każda grupa etniczna stosuje się do swoich zwyczajów, wyznaje swoją religię i mówi własnym językiem, a mimo to czuje się częścią czegoś większego nazywającego się Nepalem.

Po Phungi Thenga zaczyna się wspinaczka w kierunku Tengboche, skąd rozciąga się doskonały widok na masyw Sagarmathy, Nuptse i Lhotse oraz Ama Dablam i Taboche (6495 m n.p.m.), która dominuje krajobraz nad wioskami Phortse, Pangboche i Dingboche, znajdującymi się o kilka godzin marszu na północ od naszego obecnego położenia. W Tengboche jemy obiad około południa i zwiedzamy buddyjski klasztor Dawa Choling, który na tle otaczających go ośnieżonych szczytów prezentuje się imponująco. Brama wejściowa jest ozdobiona typowym dla tybetańskich klasztorów symbolem dwóch saren i koła Dharmy, przypominającego ster statku o ośmiu ramionach, które mają symbolizować Szlachetną Ośmioraką Ścieżkę, czyli osiem założeń buddyjskiej wiary. Sarny spoczywają w pozycji leżącej i spoglądają w górę, na koło Dharmy. Zwierzęta te reprezentują pierwszych uczniów Buddy w sarnim parku w indyjskiej miejscowości Sarnath. Dalej, za bramą ukazują się nam pomalowane na bordowo budynki klasztoru, których kolumny ozdabiają piękne, wielokolorowe malunki kwiecistych wzorów.

Wchodzę do wnętrza klasztoru, gdzie moją uwagę przykuwają przede wszystkim instrumenty służące do akompaniowania modlącym się mnichom: płaskie bębny w pionowej pozycji, długie trąby dung chen, które słyszałem rano w Namche, oraz krótsze trąbki. Kolumny i ściany ozdobione są bardzo kolorowymi malunkami przedstawiającymi prawdopodobnie sceny z życia Buddy oraz różne symbole, w tym twarze demonów. Elementem centralnym jest oczywiście posąg Buddy naprzeciw wejścia do klasztoru. Balkrishna jako wyznawca animistycznej religii Kirat zaskakuje mnie czcią z jaką traktuje buddyjskie symbole takie jak posąg Buddy w klasztorze lub młynki i kamienie modlitewne na naszej trasie.

Poniżej Tengboche szliśmy jeszcze zieloną doliną Dudh Koshi, ale dalej krajobraz zmienia się diametralnie. Drzewa ustępują miejsca niskim krzewom, a szary i brązowy kolor nagich, kamienistych stoków wypiera ciemnozielony odcień lasów iglastych. Do Pangboche docieramy po 14:30, po siedmiu godzinach marszu, i zatrzymujemy się znowu u znajomych Balkrishny z jego wioski. Za Namche Bazar warunki są coraz bardziej podstawowe, a jedzenie i różne udogodnienia kosztują więcej. Od dzisiaj aż do powrotu do Namche nie będę miał też internetu, do którego dostęp można wykupić za dodatkową opłatą w pensjonatach, ale wychodzi to dość drogo jak na mój skromny budżet bo około czterech do pięciu euro za połączenie wifi ważne jedną dobę. Prysznic kosztuje tu sześćset rupii, czyli około czterech euro, a jedzenie również około czterech do pięciu euro za danie. Doładowanie telefonu lub powerbanku to wydatek rzędu dwóch do trzech euro. Ponieważ nie mam dostępu do internetu, oszczędzam baterię w telefonie trzymając go w trybie samolotowym. Korzystam z niego jedynie w celu nagrywania filmików na trasie, dzięki czemu rzadko jestem zmuszony płacić za doładowanie. Do tej pory zaoszczędziłem też około tysiąc pięćset rupii (około dziesięciu euro) biorąc zimne prysznice zamiast płacić za ciepłą wodę. Dzięki tego typu poświęceniom udało mi się nie nadwyrężyć zbytnio mojego niewielkiego budżetu.

Balkrishna i ja spędziliśmy tak dużo czasu razem, że rozmawiamy już o wszystkim, włącznie z tematami osobistymi. Powoli zamiast przewodnika i jego klienta stajemy się towarzyszami wędrówki, lub wręcz dobrymi kumplami. Czuję ogromną sympatię do tego dobrodusznego i skromnego człowieka, który opowiada o swoim życiu z zadziwiającą dla mnie szczerością. Dzisiaj mówi mi po raz kolejny, że nie jest zadowolony ze swojego poziomu znajomości języka angielskiego, na co ja odpowiadam, że posługuje się angielskim bardzo dobrze. Jak na samouka mówi płynnie i mimo nieco ograniczonego słownictwa potrafi wyrazić się w sposób jasny i precyzyjny. Rozumie praktycznie wszystko, dzięki czemu nie mamy żadnego problemu z komunikacją.

Jako najstarszy syn w licznej rodzinie Balkrishna był zmuszony przerwać edukację w szkole w wieku dziesięciu lat, gdyż jego rodzice potrzebowali pomocy w polu. Dzisiaj podkreśla, że żałuje, iż nie mógł ukończyć szkoły. Uważa też, że przedwcześnie, bo w wieku zaledwie dwudziestu lat, ożenił się i założył rodzinę. Mniej więcej w tamtym czasie Balkrishna wyjechał do Katmandu w poszukiwaniu pracy. Jak twierdzi, dzięki temu uniknął losu wielu mężczyzn w jego regionie, którzy popadają w rezygnację i alkoholizm z powodu monotonii codziennego życia na wsi i frustracji brakiem perspektyw. Dzięki życiu w stolicy Balkrishna zainwestował też w przyszłość swoich dzieci: Syn skończył już szkołę średnią, a córka chodzi jeszcze do podstawówki. Zapytałem z ciekawości w jakim języku rozmawia z dziećmi i odpowiedział, że po nepalsku, gdyż uznał iż jego język nachhiring, w którym porozumiewa się z żoną, nie będzie dzieciom przydatny w Katmandu.

Wieczorem temperatura w Pangboche mocno spada i robi się na tyle zimno wewnątrz pensjonatu, że siedzimy w kurtkach w jadalni. Po kolacji wszyscy goście gromadzą się wokół niewielkiego kominka, w którym właściciele palą mieszanką drewna i łajna jaka - na szczęście nie wydziela prawie zapachu. Od tej pory noce będą zimne. Nic dziwnego - jesteśmy już na prawie czterech tysiącach metrów nad poziomem morza i nie zejdziemy poniżej tej wysokości przez następnych osiem dni. Tej nocy kładę się spać wcześnie, ponieważ po dziewiątej w jadalni nie ma już nikogo i właściciele gaszą światło.


Linki do tekstów o piątym i siódmym dniu treku.

Opis zdjęć:

1) Widok Kongde Ri (6187 m n.p.m.) górującego nad Namche Bazar

2) Tragarz niosący ciężkie pakunki. W tle Kangteka (6782 m n.p.m.)

3) Brama buddyjskiego klasztoru w Tengboche

4) Klasztor oraz stupa w Tengboche

Więcej zdjęć poniżej:

Widok na Sagarmathę wystającą zza Nuptse oraz Lhotse i Ama Dablam (po prawej stronie)

Poranny widok na Sagarmathę wystającą zza Nuptse oraz Lhotse

Ama Dablam (6812 m n.p.m.)

Buddyjska stupa, a w tle Sagarmatha, Nuptse, Lhotse i Ama Dablam

Sagarmatha, Nuptse, Lhotse i Ama Dablam w oddali

(6495 m n.p.m.) i wioska Phortse u jej podnóża

Stupa i kamienie modlitewne na wejściu do Tengboche

Kamienie modlitewne i Kangteka oraz Thamserku w tle

Balkrishna na tle szczytu Kangteka

Klasztor w Tengboche

Widok na Nuptse, Sagarmathę i Lhotse z Tengboche

Klasztor w Tengboche

Klasztor w Tengboche

Klasztor w Tengboche

Wioska Tengboche

Klasztor w Tengboche

Klasztor w Tengboche

Klasztor w Tengboche

Klasztor w Tengboche

Klasztor w Tengboche

Widok na Nuptse, Sagarmathę i Lhotse z Tengboche


Comentarios

Entradas populares de este blog

Język kataloński w teorii i praktyce

Katalończycy tłumaczą: Skąd ten separatyzm?

Podatki Leo Messiego - Kto stoi za oskarżeniem?

Diada 2014: V jak "votar". Katalonia chce głosować.

Bye Bye Barcelona - Dokument o turystyce masowej w Barcelonie

Nerwowa cisza przed burzą: Referendum 1-O w Katalonii

Festa Major de Gràcia - święto Gràcii

Dzień hiszpańskości w stolicy Katalonii

Some Indian movies on women's rights

Walencja: Wizyta u kuzynów z południa