Tysiąc balkonów Barcelony
"Tak się zaczyna to, co nie wiem, to, czego dalsze losy mi nie znane, bo jak mogę wiedzieć? Skąd mogę wiedzieć? Jakim cudem mam wiedzieć, jak to wszystko dalej i jeszcze dalej się potoczy. Rodzaju nijakiego, widzę, użyłem: to. To dobrze chyba. Chyba na pewno dobrze. I myślę, że w ogóle dobry, najlepszy jest rodzaj nijaki jako wszelki początek. Bardzo ładnie nic na nim nie widać, tak, jak nie widać końca wielkiej wody, kiedy się stoi na jej brzegu."Edward Stachura Cała jaskrawość
No i zaczęło się właśnie to, czego dalsze losy nie są mi znane. "Całą jaskrawość" podarowała mi pewna bardzo ważna dla mnie osoba z okazji mojego wyjazdu i akurat pierwszy akapit doskonale ilustrował mój stan ducha w momencie podjęcia tego ważnego kroku. Zupełnie naturalną niepewność. Ale też stojąc na tym brzegu, wiedziałem, że wielkiej wody się nie boję.
Oto jestem już od tygodnia w Barcelonie, mieście w którym życia od dawna już chciałem spróbować. Nie wyleczyłem się jeszcze z tej strasznej pustki, która doskwierała mi w kraju, ale przenosiny w inne strony świata dostarczyły mi nowych bodźców i motywacji do działania. Jakkolwiek skończy się ta przygoda, czuję iż tego właśnie potrzebowałem.
Nieprzypadkowo użyłem słowa "przygoda". Początkowo właśnie tak, z pewną dozą ostrożności i pokory, chciałbym potraktować mój pobyt tutaj. Bo Barcelona to coś znacznie więcej niż miasto, to cały świat w jednym mieście. Trudno mi jest scharakteryzować to miejsce i nie będę jeszcze podejmował takich prób. Jeszcze nie teraz, będzie na to czas, a moje obserwacje muszą jeszcze dojrzeć i zapewne niejednokrotnie wrażenia będą się zmieniać o 180 stopni.
Poprzednio byłem tu już aż siedem razy z krótszymi lub dłuższymi wizytami, ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że zupełnie Barcelony nie znałem. Tak jak większość przewijających się przez miasto zwiedzających, poznałem głównie powszechnie znane zakątki stolicy Katalonii. Przemierzałem często Ramblę, Plaça Catalunya czy Passeig de Gràcia; poznałem fragmenty dzielnicy gotyckiej i Raval, byłem w Parku Güell i oczywiście na Camp Nou. Tym razem nie jestem już turystą i ten fakt robi ogromną różnicę, mimo zaledwie tygodnia, który upłynął od mojego przylotu.
Załatwiając codzienne formalności poznałem niezwykle urokliwe zakątki dzielnicy Gràcia, której aktualnie jestem mieszkańcem. Z kolei zarabiając pierwsze pieniądze dzięki korepetycjom trafiłem do słynnej, wysoko położonej Sarrià, o której pałacach i bogatej historii rozpisywał się m.in. popularny ostatnio Carlos Ruiz Zafón.
Dwanaście lat temu, podczas mojej pierwszej wizyty w Barcelonie, zapamiętałem słowa przewodniczki o "mieście tysięcy balkonów". Rzeczywiście różnorodność tych balkonów była imponująca - od przedziwnych kształtów przypominających kości w Casa Batlló Gaudiego, poprzez dzieła wielu nieznanych mi architektów, aż po zupełnie zwyczajne, żeliwne barierki w niepozornych blokach. Zapewne takie też są różne oblicza katalońskiej stolicy: to słynne na cały świat - spektakularne i skupiające na sobie całą uwagę; i również to niepozorne, prawie niezauważalne, ale niestrudzenie pracujące na dobre imię tego niezwykłego miejsca. Ja zdecydowanie aspiruję do włączenia się do tego drugiego nurtu, lecz doceniam i podziwiam różnorodność barcelońskich balkonów, o których dwanaście lat temu opowiadała mi przewodniczka.
Comentarios
Publicar un comentario