Po burzy powraca cisza...
W tym tygodniu miasto opanowała huśtawka nastrojów związana z wydarzeniami w świecie sportowym. Spora część mieszkańców miasta bardzo przeżyła dwie istotne i dotkliwe porażki naszej drużyny piłkarskiej, która przez prawie cztery lata zachwycała fanów tego sportu na całym świecie. A co z drugą połową? No właśnie, tutaj wrażenia były mieszane. Część mieszkańców nigdy dobrze temu klubowi nie życzy (W szczególności kibice Espanyolu i Realu), a wielu niezainteresowanych zmieniło swój stosunek do piłki nożnej z obojętnego na niechętny lub wręcz wrogi z powodu trudnej sytuacji w jakiej znalazła się Hiszpania.
Zapewniam Was, że mam serdecznie dosyć słów "kryzys" i "cięcia budżetowe", które słyszę na niemal każdym kroku na ulicy lub w telewizji. Niestety obecna Hiszpania zupełnie nie przypomina tego kraju, który pamiętam z moich poprzednich wizyt lub nawet z Erasmusa w Galicji w pierwszym półroczu feralnego 2008. W powietrzu wyczuwa się napięcie i pesymizm, wiele osób otwarcie mówi o tym, że kraj nie ma przyszłości. Szaleje bezrobocie, młodzi ludzie żyją z rodzicami lub wynajmują mieszkania, mało kto decyduje się na kredyty hipoteczne i zakup własnej przestrzeni życiowej.
Oczywiście ten pesymizm i niezadowolenie wpłynął również na stosunek wielu osób do piłki nożnej, w której dwaj giganci z Hiszpanii, pomimo ostatnich porażek w Lidze Mistrzów, są uważani za najlepsze drużyny na świecie. W tych trudnych czasach Barcelona i Real Madryt robią wciąż świetny interes i szastają pieniędzmi na rynku transferowym, pomimo tego, iż długi obu klubów sięgają astronomicznych sum kilkuset milionów euro. W Hiszpanii zwykły obywatel jest ścigany za długi, ale futbol cieszy się specjalnymi przywilejami i jest traktowany niemal jak dobro narodowe. Tylko dwaj piłkarze Realu Madryt - Kaká i Cristiano Ronaldo, kosztowali razem aż 165 milionów euro, a na skonstruowanie całej drużyny, która po trzech latach porażek właśnie odbiera Barcelonie mistrzostwo kraju, kosztowało grubo ponad 300 milionów euro. Na marginesie dodam, że Barcelona również nie oszczędzała.
To wszystko spowodowało, że wróciło do powszechnego użytku stare określenie o "opium ludu" lub "opium mas" wymyślone niegdyś przez Karola Marksa w odniesieniu do religii. Najpopularniejszy sport na świecie według wielu osób stał się "opium ludu", igrzyskami które mają na celu odwrócić uwagę społeczeństwa od poważniejszych problemów. Z tego też powodu niezadowoleni Hiszpanie powoli tracą cierpliwość do milionerów z Camp Nou, Santiago Bernabéu i innych stadionów.
Ale opiszę Wam jak wyglądała Barcelona we wtorek późnym wieczorem. Wracałem akurat z domu kolegi, gdzie wyłączyliśmy telewizor dwie sekundy po bramce Fernando Torresa na 2:2 i wszyscy w pośpiechu rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Na długo zapadnie mi w pamięć obraz kibiców w koszulkach, szalikach i z klubowymi flagami czekających w przygnębiającej ciszy na pociąg na stacji metra Diagonal. Sądzę, że przynajmniej pół miasta oglądało ten mecz Ligi Mistrzów z Chelsea, a wszystkie bary były pełne ludzi. Po meczu nastąpiło właśnie to - przygnębiająca cisza, smutek. Przegraliśmy dwa najważniejsze trofea w niecały tydzień. Z wielkich nadziei w wielkie rozczarowanie w sześć dni. Twarze ludzi w metrze wyrażały to doskonale: Mało kto rozmawiał, mało kto się uśmiechał, przeważały puste spojrzenia w jakąś nieokreśloną przestrzeń.
W piątek architekt sukcesów FC Barcelona, Josep Guardiola, ogłosił swoją decyzję o rezygnacji i był to kolejny cios dla fanów. Miałem akurat rozmowę o pracę w jednej z barcelońskich firm kiedy usłyszałem gdzieś w tle konferencję prasową Guardioli. Okazało się, że wszyscy przerwali pracę i oglądali konferencję na ekranie laptopa!
To niesamowite jak tutaj żyje się tym sportem. Szkoda, że w tak trudnych czasach, gdyby nie to, być może moglibyśmy z czystym sumieniem cieszyć się grą tych milionerów, nie myśląc wcale o tym czy piłka nożna jest jak opium, czy jest tylko biznesem czy też wciąż jest dyscypliną sportową.
Zapewniam Was, że mam serdecznie dosyć słów "kryzys" i "cięcia budżetowe", które słyszę na niemal każdym kroku na ulicy lub w telewizji. Niestety obecna Hiszpania zupełnie nie przypomina tego kraju, który pamiętam z moich poprzednich wizyt lub nawet z Erasmusa w Galicji w pierwszym półroczu feralnego 2008. W powietrzu wyczuwa się napięcie i pesymizm, wiele osób otwarcie mówi o tym, że kraj nie ma przyszłości. Szaleje bezrobocie, młodzi ludzie żyją z rodzicami lub wynajmują mieszkania, mało kto decyduje się na kredyty hipoteczne i zakup własnej przestrzeni życiowej.
Oczywiście ten pesymizm i niezadowolenie wpłynął również na stosunek wielu osób do piłki nożnej, w której dwaj giganci z Hiszpanii, pomimo ostatnich porażek w Lidze Mistrzów, są uważani za najlepsze drużyny na świecie. W tych trudnych czasach Barcelona i Real Madryt robią wciąż świetny interes i szastają pieniędzmi na rynku transferowym, pomimo tego, iż długi obu klubów sięgają astronomicznych sum kilkuset milionów euro. W Hiszpanii zwykły obywatel jest ścigany za długi, ale futbol cieszy się specjalnymi przywilejami i jest traktowany niemal jak dobro narodowe. Tylko dwaj piłkarze Realu Madryt - Kaká i Cristiano Ronaldo, kosztowali razem aż 165 milionów euro, a na skonstruowanie całej drużyny, która po trzech latach porażek właśnie odbiera Barcelonie mistrzostwo kraju, kosztowało grubo ponad 300 milionów euro. Na marginesie dodam, że Barcelona również nie oszczędzała.
To wszystko spowodowało, że wróciło do powszechnego użytku stare określenie o "opium ludu" lub "opium mas" wymyślone niegdyś przez Karola Marksa w odniesieniu do religii. Najpopularniejszy sport na świecie według wielu osób stał się "opium ludu", igrzyskami które mają na celu odwrócić uwagę społeczeństwa od poważniejszych problemów. Z tego też powodu niezadowoleni Hiszpanie powoli tracą cierpliwość do milionerów z Camp Nou, Santiago Bernabéu i innych stadionów.
Ale opiszę Wam jak wyglądała Barcelona we wtorek późnym wieczorem. Wracałem akurat z domu kolegi, gdzie wyłączyliśmy telewizor dwie sekundy po bramce Fernando Torresa na 2:2 i wszyscy w pośpiechu rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Na długo zapadnie mi w pamięć obraz kibiców w koszulkach, szalikach i z klubowymi flagami czekających w przygnębiającej ciszy na pociąg na stacji metra Diagonal. Sądzę, że przynajmniej pół miasta oglądało ten mecz Ligi Mistrzów z Chelsea, a wszystkie bary były pełne ludzi. Po meczu nastąpiło właśnie to - przygnębiająca cisza, smutek. Przegraliśmy dwa najważniejsze trofea w niecały tydzień. Z wielkich nadziei w wielkie rozczarowanie w sześć dni. Twarze ludzi w metrze wyrażały to doskonale: Mało kto rozmawiał, mało kto się uśmiechał, przeważały puste spojrzenia w jakąś nieokreśloną przestrzeń.
W piątek architekt sukcesów FC Barcelona, Josep Guardiola, ogłosił swoją decyzję o rezygnacji i był to kolejny cios dla fanów. Miałem akurat rozmowę o pracę w jednej z barcelońskich firm kiedy usłyszałem gdzieś w tle konferencję prasową Guardioli. Okazało się, że wszyscy przerwali pracę i oglądali konferencję na ekranie laptopa!
To niesamowite jak tutaj żyje się tym sportem. Szkoda, że w tak trudnych czasach, gdyby nie to, być może moglibyśmy z czystym sumieniem cieszyć się grą tych milionerów, nie myśląc wcale o tym czy piłka nożna jest jak opium, czy jest tylko biznesem czy też wciąż jest dyscypliną sportową.
Naprawdę myślisz, że kredyt hipoteczny to zakup własnej przestrzeni życiowej, a nie świadome ubezwłasnowolnienie?
ResponderEliminarchaos
też przerwałem prace i oglądałem konferencje Pepa..
ResponderEliminarUbezwłasnowolnienie? Chaos, człowieku :D Większość pieniędzy, które płacisz zostaje z Tobą, jesteś faktycznym właścicielem mieszkania, a pieniądze uzyskane w ten sposób są najtańsze na rynku.
ResponderEliminarNieruchomości powinno kupować się zawsze na maksymalną wielkość kredytu, bo to uwalnia więcej gotówki do inwestycji i pomnażania swojego majątku.
Dzięki kredytom rozwija się wszystko.
pzdr z Malezji, Força Ned!
mnie zastanawia cos innego: jakim cudem w Barcelonie uformował sie i co wazniejsze przetrwał twór o nazwie Espanyol? Czy mozna sobie wyobrazic zeby cos takiego powstało w Bilbao, czy San Sebastian? Ogolnie Hiszpania jest bardzo podobna do Francji w kwestii powstawania klubow pilkarskich - jedno miasto - jeden klub(w sensie kibicowania). Zna ktos miasto we Francji w ktorym rozgrywane są derby? A w Hiszpanii sa tylko Madryt, Sevilla no i Barcelona. O ile Madryt i Seville mozna zrozumiec, to Barcelone - z racji regionu, odrebnosci - juz nie (przyklad z Krajem Baskow - tam przeciez tez mieszka wielu "nie-Baskow").
ResponderEliminarvery nicely said, but also sad, as you rightly noticed..I hope things will go for the better in this Europe of ours, and that less and less money will be allowed to be spend on the transfer market, as this is an absurd! ljupce
ResponderEliminarJak uformował się i przetrwał Espanyol? To proste, w Katalonii, a zwłaszcza w Barcelonie, mieszka bardzo wielu Hiszpanów z innych prowincji. W szczególności są to Andaluzyjczycy. Nie wszyscy kibicują Barcelonie, a ci którzy nie czują związku z Katalonią często sympatyzują z Espanyolem jako alternatywą wobec katalońskiej Barçy. Wbrew pozorom Espanyol ma całkiem sporo kibiców w pewnych dzielnicach miasta i miasteczkach dookoła Barcelony np. Santa Coloma de Gramenet.
ResponderEliminarTo ze mieszkaja Hiszpanie to ja wiem - dlatego podalem przyklad Bilabo - tam tez zyja Hiszpanie, ktorzy Baskow nie cierpia, a jednak nic takiego jak "Espanyol Bilabo" tam nie powstało.
ResponderEliminarBarcelona to jednak o wiele większa aglomeracja, a Espanyol to bardzo stary klub. Widocznie Hiszpanie w Barcelonie tak bardzo potrzebują swojego klubu, że Espanyol trwa. W Bilbao w zasadzie nie ma drugiego znanego klubu piłkarskiego, liczy się tylko Athletic.
ResponderEliminarLiczy sie tylko Athletic. Ale tak jest całym kraju - napisalem tylko Madryt, Sevilla i Barcelona maja derby /2 kluby z roznymi kibicami/. We Francji takiego miasta wogole nie ma. Dlatego ciekawe ze akurat w Barcelonie - powtorze z racji odrebnosci - "drugi" klub sie uchował. Madryt - rozumiem, raz: ogormne miasto, dwa - wazniejsze: do polowy 20 wieku to Atletico było najwwiekszym klubem Madrytu - nikt poza Madrytem nie kibicowal Realowi (w rozumieniu takim jak jest teraz - ze kibicuje im pol Hiszpanii). Wiec tam dwa kluby sa naturalne. Sevilla dziwna sprawa - oczywiscie jak na hiszpanskie warunki, gdzie jedno miasto-jeden klub.
ResponderEliminarbardzo fajny i wiernie oddający hiszpańską rzeczywistość wpis. tak trzymać!
ResponderEliminarjest taki filmik z derbow na sarria rok 1977: http://www.youtube.com/watch?v=Zvzl3xuMAD8 mecz rozgrywany na obiekcie espanyolu a po reakcjach publicznosci widac ze 80% stanowia kibice barcy. to daje wiele do myslenia. espanyol tak naprawde zaczal istniec od polowy lat 80tych.
ResponderEliminarTo prawda, ale trzeba też wziąć pod uwagę zmianę sytuacji politycznej i zmiany demograficzne w Katalonii od tamtego czasu. Od śmierci Franco w 1973 do Katalonii stale napływała ludność z innych regionów Hiszpanii, narastał też kataloński nacjonalizm jako reakcja na wcześniejsze represje. W zasadzie dopiero w latach 80-tyh w Hiszpanii nastał dobrobyt, a Katalonia była przecież najlepiej rozwijającym się regionem obok Kraju Basków. Ludność napływowa w dużej mierze kibicowała Espanyolowi, co czasami było też reakcją na nie zawsze przyjazny stosunek Katalończyków do przybyłych. Obecnie na Cornella-El Prat przyjeżdża całkiem sporo kibiców, a w całej Katalonii jest trochę fanklubów Espanyolu. Urośli w siłę początkowo w opozycji do katalońskiej FC Barcelona jako Español, a następnie w latach 90-tych zmienili nazwę na Espanyol. Co ciekawe, teraz na stadionie RCDE często pojawiają się flagi Katalonii, a nie tak jak wcześniej głównie Hiszpanii. Espanyol jest traktowany jako klub kataloński, może temu właśnie miała służyć zmiana nazwy.
ResponderEliminarNie do końca tak jest z ilością klubów w poszczególnych miastach hiszpańskich... Należy wspomnieć o Getafe, które jest we wspólnocie autonomicznej Madrytu i przez wielu Hiszpanów ten klub jest uważany jako 3. z Madrytu - słyszałem kiedyś sformułowanie, że Real jedzie na drugie derby do Getafe. Natomiast jest jeszcze 4. klub z Madrytu, który ostatnio bardzo dobrze radzi sobie w La Liga - Rayo Vallecano. Bardziej klarowna sytuacja jest w Walencji gdzie obok szanowanego klubu jakim jest Valencia CF gra coraz wyżej notowane Levante, a więc mamy też oficjalne derby Walencji. Podobna sytuacja jak Getafe tyczy się "Żółtej łodzi podwodnej" - tak się nazywa klub z miasta Villareal, które jest we wspólnocie autonomicznej Walencji...
ResponderEliminarWięc jak dodamy do tego Sevillę i Barcelonę, w której w ramach zespołu miejskiego grają jeszcze kluby: L'Hospitalet (w 2011 Barca grała derby w 1/16 pucharu króla właśnie z L'Hospitalet) i CF Badalona to całkiem sporo tego wychodzi :-)))
Bardzo ciekawy BLOG!!!
Pozdrawiam :-)