A kolejna burza przyniosła ulgę
Wiem, że wydam się monotematyczny, ale czuję nieodpartą potrzebę podzielenia się z Wami wrażeniami ze środy, kiedy to kolejny hiszpański gigant odpadł z Ligi Mistrzów, ku uciesze pogrążonej w zwątpieniu Barcelony. Po opisanym wcześniej rozczarowaniu postanowiłem nie oglądać drugiego półfinału i najwidoczniej tak samo postanowiła większość tutejszych fanów Barçy, zakładając już, że nasz odwieczny rywal pokona Bayern Monachium, co jeszcze pogorszy nasze samopoczucie, ponieważ bary świeciły pustkami.
Tego wieczoru siedziałem z kolegą Rubenem na jednym z wielu placyków Gràcii kiedy zdecydowaliśmy, że mimo wszystko rzucimy okiem na wynik. Mijała akurat dwudziesta minuta półfinału w Madrycie i Cristiano Ronaldo strzelał w tym momencie swoją drugą bramkę, czego byliśmy świadkami stojąc na ulicy przy szybie jednego z barów i sącząc Estrellę Damm z puszek. Bardzo źle się to zaczynało i już mieliśmy odchodzić kiedy sędzia zagwizdał rzut karny dla Bayernu i Arjen Robben zmniejszył dystans między obiema drużynami do jednej bramki. Przechodzący obok ludzie przeważnie tylko zerkali na telewizor lub pytali nas o wynik, po czym odchodzili bez wiary w awans Bayernu w swoją stronę. Tymczasem Bawarczycy rozgrywali świetne spotkanie i zdołali narzucić Hiszpanom swój styl gry. Powoli coraz więcej osób brało przykład z nas i przystawało na dłuższą chwilę przy szybie baru. W trakcie dogrywki było nas już około dziesięć osób, a konkurs rzutów karnych oglądało więcej osób z ulicy niż wewnątrz baru, co wyglądało naprawdę komicznie. Po strzale Bastiana Schweisteigera, który ostatecznie przypieczętował awans do finału Bayernu, zapanowała radość, choć tak naprawdę bardziej niż radość odpadnięcie Realu przyniosło kibicom Barçy ulgę. Było po wszystkim. My nie wygramy, ale przynajmniej nie będziemy wysłuchiwać złośliwości ze strony stołecznej prasy i kibiców "Merengues", swoim zwyczajem próbujących udowodnić, że sukcesy Barcelony są niewiele warte w porównaniu z osiągnięciami ich ulubieńców.
Ale na szczęście nie samą piłką nożną człowiek żyje, a Barcelona stale dostarcza tematów do pisania. 23 kwietnia w Katalonii obchodzi się bardzo ważne święto, traktowane poniekąd jak święto narodowe - Diada de Sant Jordi, czyli Dzień Świętego Jerzego, patrona między innymi Katalonii i Aragonii, ale także Anglii (Saint George). Według legendy Święty Jerzy uśmiercił kiedyś krwiożerczego smoka, który siał postrach wśród mieszkańców pewnego regionu. Dzięki temu uratował życie oddanej w ofierze księżniczki, po czym zniknął bez śladu.
Diada de Sant Jordi jest dniem wolnym od pracy i obchodzi się go hucznie w całym regionie jako dzień zakochanych, a także dzień książki, z uwagi na wypadającą w ten sam dzień rocznicę urodzin Cervantesa. Według tradycji mężczyźni wręczają kobietom różę, a te w zamian kupują im książkę. To bardzo kolorowy i wesoły dzień: Na balkonach powiewają katalońskie flagi, wszędzie spotyka się stoiska z różami, a w centrum miasta króluje literatura. Przy Passeig de Gràcia i na Plaça Catalunya pisarze i znane osobistości podpisują książki, a księgarnie wystawiają swoje stoiska z ciekawymi tytułami. Niestety w tym roku nie uczestniczyłem aktywnie w obchodach tego wyjątkowego dnia, lecz mam nadzieję nadrobić to za rok i opisać dokładniej jak przebiegają uroczystości i jak obchodzą ten dzień Katalończycy. Dobranoc, bona nit!
Tego wieczoru siedziałem z kolegą Rubenem na jednym z wielu placyków Gràcii kiedy zdecydowaliśmy, że mimo wszystko rzucimy okiem na wynik. Mijała akurat dwudziesta minuta półfinału w Madrycie i Cristiano Ronaldo strzelał w tym momencie swoją drugą bramkę, czego byliśmy świadkami stojąc na ulicy przy szybie jednego z barów i sącząc Estrellę Damm z puszek. Bardzo źle się to zaczynało i już mieliśmy odchodzić kiedy sędzia zagwizdał rzut karny dla Bayernu i Arjen Robben zmniejszył dystans między obiema drużynami do jednej bramki. Przechodzący obok ludzie przeważnie tylko zerkali na telewizor lub pytali nas o wynik, po czym odchodzili bez wiary w awans Bayernu w swoją stronę. Tymczasem Bawarczycy rozgrywali świetne spotkanie i zdołali narzucić Hiszpanom swój styl gry. Powoli coraz więcej osób brało przykład z nas i przystawało na dłuższą chwilę przy szybie baru. W trakcie dogrywki było nas już około dziesięć osób, a konkurs rzutów karnych oglądało więcej osób z ulicy niż wewnątrz baru, co wyglądało naprawdę komicznie. Po strzale Bastiana Schweisteigera, który ostatecznie przypieczętował awans do finału Bayernu, zapanowała radość, choć tak naprawdę bardziej niż radość odpadnięcie Realu przyniosło kibicom Barçy ulgę. Było po wszystkim. My nie wygramy, ale przynajmniej nie będziemy wysłuchiwać złośliwości ze strony stołecznej prasy i kibiców "Merengues", swoim zwyczajem próbujących udowodnić, że sukcesy Barcelony są niewiele warte w porównaniu z osiągnięciami ich ulubieńców.
Ale na szczęście nie samą piłką nożną człowiek żyje, a Barcelona stale dostarcza tematów do pisania. 23 kwietnia w Katalonii obchodzi się bardzo ważne święto, traktowane poniekąd jak święto narodowe - Diada de Sant Jordi, czyli Dzień Świętego Jerzego, patrona między innymi Katalonii i Aragonii, ale także Anglii (Saint George). Według legendy Święty Jerzy uśmiercił kiedyś krwiożerczego smoka, który siał postrach wśród mieszkańców pewnego regionu. Dzięki temu uratował życie oddanej w ofierze księżniczki, po czym zniknął bez śladu.
Diada de Sant Jordi jest dniem wolnym od pracy i obchodzi się go hucznie w całym regionie jako dzień zakochanych, a także dzień książki, z uwagi na wypadającą w ten sam dzień rocznicę urodzin Cervantesa. Według tradycji mężczyźni wręczają kobietom różę, a te w zamian kupują im książkę. To bardzo kolorowy i wesoły dzień: Na balkonach powiewają katalońskie flagi, wszędzie spotyka się stoiska z różami, a w centrum miasta króluje literatura. Przy Passeig de Gràcia i na Plaça Catalunya pisarze i znane osobistości podpisują książki, a księgarnie wystawiają swoje stoiska z ciekawymi tytułami. Niestety w tym roku nie uczestniczyłem aktywnie w obchodach tego wyjątkowego dnia, lecz mam nadzieję nadrobić to za rok i opisać dokładniej jak przebiegają uroczystości i jak obchodzą ten dzień Katalończycy. Dobranoc, bona nit!
Wspaniale piszesz, z wielkim zainteresowaniem śledzę Twoje wpisy. Te opowiadania, z perspektywy cule lub jak kto woli, z perspektywy Polaka mieszkającego w Barcelonie mają (przynajmniej dla mnie) dużą wartość. Mam nadzieję, że jeszcze długo będziesz umilał mi czas swoimi postami. Życzę powodzenia!
ResponderEliminarEstrella na placyku w Gracii ... piszesz jak z foldera turystycznego :) Ja się nią raczyłem na Rambla de Mar wieczorową porą i było klimatycznie. Z niecierpliwością wyłapuję każdy post, bo jestem spragniony informacji o takim normalnym, codziennym życiu w tym mieście. Będąc ostatnio, wsiadłem na Passeig de Gracia w autobus, nie znając końcowej stacji i pojechałem na Sarrię. Spacer wśród cichych uliczek, klimat przyulicznych barów i wesoły gwar tubylców, coś pięknego. Miasto mnie urzeka, wprost zauroczyło. A etap podglądania miasta następujący po etapie turysty (Barri Gotic, Montjuic, Espanya, Passeig de Gracia i wogóle Dreta de Eixample) jest jeszcze lepszy. Pozdrawiam!
ResponderEliminarDziękuję za miły komentarz maddalaniz! Również mam nadzieję kontynuować pisanie z Barcelony jeszcze długo :) Ase1899 - Właśnie takie codziennie życie najbardziej mnie ciekawi, to jest to czego przebywając krótko w Barcelonie nie otrzymujemy w odpowiedniej dawce, aby zrozumieć to miasto. Eixample (Dreta i Esquerra) znam jeszcze słabo, ale z pewnością będę miał okazję poznać ten rejon Barcelony. Gracia jest niezwykła, ponieważ jest autentyczna. Turystów jest tu bardzo mało, przeważają mieszkańcy miasta i ich codzienne życie. Atmosfera na placach Gracii wieczorem i w nocy jest niepowtarzalna :)
ResponderEliminarNapewno ciężko być początkującym mieszkańcem, zwłaszcza w obliczu sytuacji ekonomicznej, lecz mimo wszystko uważam zakotwiczenie w BCN jako cudowną sprawę. Pierwszy raz w mieście to głównie zasługa miłości do Blaugrany. Ale będąc na miejscu, moja miłość do samej stolicy Katalonii zaczęła już żyć własnym życiem. Tchnąć choć trochę tą atmosferą, niezapomniane.
ResponderEliminar