"¡Presa, vete ya!": Rayo Vallecano - Osasuna i konflikt kibiców z zarządem
Przed rozpoczęciem sezonu 2015-2016 przejrzałem kalendarz ligowy i zaznaczyłem sobie szczególnie ciekawe daty, raczej ze względu na zainteresowanie miejscem gdzie rozgrywany będzie mecz niż na samo widowisko piłkarskie. W ciągu jednego sezonu odwiedziłem Walencję (Tekst o meczu z Levante tutaj), Sewillę (O meczu przeczytacie tutaj), Grenadę, Teneryfę i Gran Canarię (Tutaj znajdziecie wpis o meczu z Las Palmas), Bilbao, Galicję i Gijón w Asturii. W prawie każdym z tych miejsc obejrzałem z trybun wyjazdowy mecz Celty i miałem okazję bliżej poznać atmosferę hiszpańskich stadionów. Do kompletu zabrakło mi wyjazdowego meczu w Madrycie, którego stadionów i "klimatu" kibicowskiego wciąż nie znałem. Okazja ku temu nadarzyła się wiele lat później: w zeszły weekend.
Jako fan FC Barcelony raczej nie byłem zainteresowany wizytą na Santiago Bernabeu i nie pałam też sympatią do Atlético. Rayo Vallecano to inna historia: klub z robotniczej dzielnicy Vallecas znany nie tyle z boiskowych wyczynów co atmosfery na trybunach, na których zasiadają grupy ultras o mocno lewicowych wartościach, na przykład grupa ultras 'Bukaneros'. Podobnie jak w przypadku niemieckiego Sankt Pauli, od lat odczuwałem wielką sympatię do Rayo z uwagi na antyfaszyzm, antyrasizm i inne idee wolnościowe kibiców, z którymi całkowicie się utożsamiam. W zeszłą sobotę zatrzymałem się w Madrycie między innymi po to, aby wreszcie poczuć atmosferę meczową Estadio de Vallecas przy okazji spotkania Rayo z Osasuną Pampeluna.
Wyruszyłem ze stacji Gran Vía w centrum Madrytu dwie i pół godziny przed meczem na wypadek problemów z zakupem biletu. Metrem do stacji Portazgo jedzie się około dwadzieścia pięć minut. W pociągu na każdej stacji dosiadało się coraz więcej osób, aż w końcu wokół mnie zaroiło się od szalików obu drużyn, a wśród pasażerów rozmowy zdominowały tematy piłkarskie. Wyjście ze stacji metra znajduje się tuż przy stadionie: niewielkim jak na hiszpańskie warunki, szczególnie w porównaniu z wielkimi obiektami madryckich gigantów Realu i Atlético. W okolicach Estadio de Vallecas nie było jeszcze tłumów, więc nie miałem żadnych problemów z zakupem biletu. Zostały już tylko te najdroższe, za 25 i 30 euro. Wybrałem tę drugą opcję z myślą o dobrym widoku z trybun, czego nieco potem pożałowałem.
Do meczu brakowało jeszcze prawie dwóch godzin a wejściówkę miałem już w kieszeni, więc usiadłem w ogródku baru Mesón Moreno, skąd miałem doskonały widok na okolice stadionu. Kibiców Rayo i Osasuny było coraz więcej i niestety również policja wzmocniła swoją obecność dzięki kilku furgonetkom i czterem funkcjonariuszom obserwującym coraz liczniejsze grupy kibiców z grzbietów wyraźnie nerwowych koni. Z jakiegoś bliżej mi nie znanego powodu obecność tych zwierząt musiała być dla policji ważna. Być może czuli się na nich bezpieczniej? W takim wypadku mógłbym zaproponować skorzystanie ze słoni: są dużo większe i nikt nie odważy się nawet do nich zbliżyć. W każdym razie wydało mi się jasne, że madrycka policja raczej nie przejmuje się prawami zwierząt.Zdążyłem obejrzeć
jeszcze końcówkę meczu Villarreal - Real Madryt wewnątrz Mesón Moreno, w
którym nikt nie ukrywał swojej antypatii wobec 'Królewskich'. Następnie
wyruszyłem już pod bramkę. Pod stadionem tłoczyły się już długie
kolejki ludzi. Trybuna na jaką kupiłem bilet nazywa się Preferencia,
co może znaczyć, iż władze klubu lubią ją bardziej niż pozostałe, tańsze
sektory. Niestety dość szybko zrozumiałem, że to nie było dla mnie
odpowiednie miejsce. Gdy na prawie wszystkich sektorach brzmiało donośne
"Presa, vete ya" ("Presa, odejdź już") skierowane do prezydenta Rayo
Martina Presy, na moim albo nie było na to żadnej reakcji, albo też reakcja była
wroga wobec wzburzonych kibiców.
Po mojej prawej stronie
siedziała trójka fanów zainteresowanych wyłącznie widowiskiem piłkarskim
i zupełnie ignorująca protest. Ktoś mógłby zapytać: "co w tym złego?" i odpowiem prewencyjnie że nic. Każdy ma przecież
prawo nie uczestniczyć w takim wydarzeniu, ale jednak oglądanie meczu
wspólnie z wielotysięcznym tłumem zawsze wiąże się z kwestiami
społecznymi i politycznymi, szczególnie w takim klubie jak Rayo. Po
mojej lewej stronie natomiast siedziało kilku ubranych na bogato
mężczyzn, którzy używali wyjątkowo niewybrednych określeń wobec
Bukaneros, lewicowych ultrasów klubu, którzy opuścili trybuny w geście
protestu przeciwko bardzo skrupulatnym kontrolom na bramkach
wejściowych, z powodu których weszli na stadion długo po rozpoczęciu
meczu. Również przede mną siedziało dwóch młodych fanów w drogich ubraniach,
którzy nie przyłączyli się do okrzyków. Nic dziwnego, wszak
siedzieliśmy zaledwie kilka metrów od prezesa Presy!
Tego rodzaju obojętność i próby
oddzielenia futbolu od polityki najczęściej są albo naiwnymi życzeniami
osób politycznie nieuświadomionych albo cynicznymi próbami odwrócenia
uwagi od problemów społecznych. Stadiony od dawna są uważane za idealną
scenę do wystawiania wszelkiego rodzaju "sztuk" o ważnym przekazie politycznym. Zgodzę się,
że na stadion idzie się głównie cieszyć widowiskiem sportowym, ale
nie sposób nie zauważyć, że takie okazje jak mecz skupiający na sobie
uwagę tysięcy a nawet milionów osób to wspaniała sceneria, aby
zaaranżować protest i zwrócić uwagę szerszej publiczności na problemy często zamiatane pod
dywan przez media i władze.
Gdyby tego było za mało, kilka miesięcy temu klub zatrudnił w roli trenera swojej żeńskiej drużyny Carlosa Santiso, który wsławił się swoim audio na Whatsappie, w którym sugerował kolegom z ekipy trenerskiej gwałt zbiorowy na kobiecie, co po raz kolejny wywołało wściekłość fanów. Presa oczywiście Santiso nie zwolnił i skończyło się na nieudolnych przeprosinach trenera, w które kibice absolutnie nie wierzą. Podsumowując, konflikt między prezesem a fanami jest więc czysto polityczny. Presa to człowiek na niewłaściwym stanowisku w niewłaściwym klubie, a jego ciągłe prowokacje i brak zrozumienia wartości, z jakimi klub jest kojarzony, sprawiają że atmosfera na Estadio de Vallecas jest bardzo napięta.
W trakcie spotkania z
Osasuną protestom nie było końca, z wyjątkiem mojej nudnej, pozornie
apolitycznej trybuny. Najbardziej zdenerwowało kibiców zakaz wnoszenia szalików i emblematów Bukaneros
na stadion, teoretycznie w ramach walki z rasizmem, faszyzmem i
dyskryminacją w sporcie. W ten sposób lewicowi Bukaneros zostali wrzuceni
do jednego worka ze skrajną prawicą z Ultras Sur, Boixos Nois
czy Frente Atlético... Tymczasem na murawie dominowała ekipa przyjezdna i
akurat strzeliła pierwszą bramkę kiedy to sektor Bukaneros zaczął pustoszeć.
Około trzydziestej minuty sektor za bramką gospodarzy świecił już bielą
plastikowych krzesełek, a ultrasi Rayo stali w kolejce do wyjścia i
wyśpiewywali swoją wrogość wobec prezesa i zarządu. Po pewnym czasie
również niewielki sektor fanów Osasuny opustoszał. Jak dowiedziałem się w
przerwie, policja wyprosiła kilku kibiców przyjezdnych za okazujywanie solidarności z Bukaneros, po czym cała reszta kibiców Osasuny wyszła ze
stadionu wraz z wyrzuconymi w kolejnym geście solidarności.
Na murawie
niestety wiele się nie zmieniło, poza dwoma piłkarzami Rayo
przedwcześnie wysłanymi na ławkę. Trener Rayo Andoni Iraola wymienił
nieco zagubionego Isiego Palazona i obrońcę Esteban Saveljicia na Oscara
Trejo i Mamadou Syllę. Entuzjazm kibiców wzbudziło szczególnie wejście Trejo,
którego moi sąsiedzi z trybuny porównywali do Xaviego. Zachowując
wszelkie proporcje, Argentyńczyk faktycznie imponował boiskową
inteligencją i ustawieniem. Dzięki niemu Rayo przejęło inicjatywę, choć
niestety bez żadnych konsekwencji dla Osasuny. Piłkarze z Pampeluny
tylko dwa razy znaleźli się w opałach, po czym wykończyli ostatnią akcję
meczu i wywieźli z Vallecas trzybramkowe zwycięstwo. Podczas gdy
pozostali kibice nie przestawali domagać się dymisji prezesa i zarządu,
na mojej trybunie złość wzbudził całkiem dobrze sędziujący arbiter.
Panicz w drogich butach i eleganckim ubraniu siedzący przede mną nawet
podbiegł do krawędzi trybuny aby wykrzyczeć obsceniczne wyzwiska w kierunku sędziego. Z
pewnością nawet on musi czasami zachować się jak autentyczny chuligan.
Na co dzień przecież mu nie przystoi, ale na stadionie to inna sprawa...
Z
jednej strony był to bardzo niekorzystny moment na pierwszą wizytę na
Estadio de Vallecas. Drużyna co prawda niedawno awansowała do półfinału
Pucharu Króla i nieźle radzi sobie w lidze, ale zaogniona sytuacja nie
sprzyja osiąganiu dobrych wyników na boisku, o czym po spotkaniu z
Osasuną wspomniał Iraola. Mimo wszystko, absolutnie nie mogę żałować
doświadczenia atmosfery stadionu, nawet w tak głębokim kryzysie. We
wzburzeniu kibiców wyczułem podobne do moich antyfaszystowskie i
lewicowe wartości. Mimo obojętności fanów na mojej trybunie, mogę
powiedzieć, że byłem na stadionie zaangażowanym społecznie, który jasno
stawia sprawę swojej klasowej i politycznej tożsamości.
Kolejny filmik z akcji dezynfekcji stadionu znajdziecie tutaj:
Tutaj program 'El día después' o atmosferze na meczu z Osasuną:
Dokument o Rayo zrealizowany przez 'The Guardian':
Trochę o kwestii Carlosa Santiso:
Kolejny dokument o Rayito:
Jeszcze jeden krótki filmik o Rayo:
Comentarios
Publicar un comentario